Rafał Ziemkiewicz to prawdopodobnie jeden z ulubionych użytkowników "prawej" strony polskiego Twittera. Dziennikarz wielokrotnie udowodnił, że ma zdanie na praktycznie każdy temat, przez co regularnie gości na łamach ogólnokrajowych mediów. Pisał już chyba o wszystkim: nazywał już papieża Franciszka "idiotą", bronił Billa Cosby'ego, a uczestników Parady Równości nazwał pieszczotliwie "przegiętymi ciotami"...
Kontrowersyjne wpisy Rafała Ziemkiewicza były przyjmowane wyjątkowo krytycznie przez opinię publiczną. Nie brakowało też osób, które poczuły się urażone jego słowami i po prostu wytoczyły mu proces. Do takich osób należy Anna Dryjańska, feministka i dziennikarka o lewicowych poglądach, która spotkała się z nim w sądzie.
Anna Dryjańska wytoczyła Ziemkiewiczowi sprawę cywilną w związku z jego wypowiedziami, w których naruszył jej dobra osobiste. W październiku 2016 roku dziennikarz postanowił w wyjątkowo mało elegancki sposób zaatakować swoją oponentkę na Twitterze. Wszystko przez udział Dryjańskiej w manifestacji pod domem prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego.
To wyjątkowa czelność że pyskuje pod domem Jaro, sama jest zdeformowana a jednak ją mama urodziła - napisał wtedy Ziemkiewicz.
Niedługo potem dziennikarz wspaniałomyślnie wyzywał ją od "feminazistek", "grubasek" i "kobiet ulicznych" na antenie TVP Info. Dziennikarka uznała, że Ziemkiewicz przekroczył w ten sposób granice debaty publicznej i wniosła pozew. Dziś wiemy, że Dryjańska wygrała sprawę, a złotousty dziennikarz musi przeprosić ją w mediach i dokonać wpłaty 100 tysięcy złotych na wybrany przez nią cel społeczny.
Wygrałam z Rafałem Ziemkiewiczem! Ma mnie przeprosić na Onet.pl na swój koszt, a także zwrócić koszty procesu w II instancji. Sąd apelacyjny uznał, że jego styl "polemiki" jest niedopuszczalny. Wyrok jest prawomocny. (...) Dziękuję Wam wszystkim - za wsparcie psychiczne, dobre słowa, solidarność i zrzutkę na proces. Bez Was by się nie udało - napisała Anna Dryjańska na Facebooku.
Rafał Ziemkiewicz oczywiście nie przyjął wyroku z pokorą i już doczekaliśmy się jego odpowiedzi. Twierdzi, że Sąd Apelacyjny chce go "zrujnować", jednak kilkanaście zdań później zaznaczył, że nie chce komentować sprawy. Zapowiedział też dalszą walkę, a wyrok jest jego zdaniem... "karą" za bycie kojarzonym z obozem rządzącym.
Sąd Apelacyjny w Warszawie postanowił mnie właśnie zrujnować na rzecz koncernu Ringer Axel Springer. Pretekstem do tej decyzji jest sprawa z roku 2016, kiedy to komentując telewizyjną wypowiedź p. Anny Dryjańskiej o "zmuszaniu kobiet do rodzenia zdeformowanych płodów" napisałem na twitterze, że "sama jest zdeformowana, a mimo to matka ją urodziła". (...) Ten horrendalny wyrok wpisuje się w cały ciąg orzeczeń, jakie w ostatnich miesiącach wydał warszawski Sąd Apelacyjny przeciwko dziennikarzom kojarzonym z obozem rządzącym, będących, w sposób oczywisty dla każdego, kto oceni to bezstronnie, wyrokami politycznymi, mającymi "ukarać" ich za popieranie przeciwnej strony sporu o reformę sądownictwa. Nie chcę tego komentować. Pragnę tylko poinformować o tym łamiącym elementarne zasady przyzwoitości wyroku szeroką publiczność i zapowiedzieć ze swej strony dalszą walkę. Za komentarz niech wystarczy cytat pewnego znajomego prawnika, który rzekł, że odkąd zaczęła się walka o "wolne sądy", najbliższy sąd, w którym "pisowiec" może liczyć na sprawiedliwy wyrok, znajduje się w Budapeszcie - napisał Rafał Ziemkiewicz na Facebooku.