Halina Frąckowiak na estradzie występuje od ponad 50 lat. Swego czasu gwiazda cieszyła się tytułem jednej z najpopularniejszych polskich piosenkarek, zgarniając różnej maści wyróżnienia zarówno w kraju, jak i zagranicą. 72-latka może pochwalić się godną pozazdroszczenia werwą, która pozwala jej do dziś występować na scenie i od czasu do czasu zaszczycić swoją obecnością branżowe imprezy.
Choć Halina wielokrotnie zapewniała, że urodziła się pod "szczęśliwą gwiazdą", jej życie nie było usłane różami. Jak powszechnie wiadomo, wokalistka cudem uniknęła śmierci w wypadku samochodowym, który wydarzył się w 1990 roku w Gorzowie Wielkopolskim. Mama 10-letniego wówczas Filipa trafiła do szpitala w stanie krytycznym: miała pokaleczoną twarz i połamane nogi, groziła jej nawet amputacja. Lekarze już na wstępie oświadczyli jej, że będzie czekała ją wyjątkowo długa rehabilitacja. Ostatecznie gwiazda spędziła w szpitalu 8 miesięcy, a jej synem zajmował się wtedy tata.
Miałam połamane nogi i zmasakrowaną twarz - wspomina gwiazda w rozmowie z Rewią.
Frąckowiak przyznała, że zlekceważyła silne przeczucie, by odpuścić sobie występ w Gorzowie i zostać w domu.
_Uważam, że każde wydarzenie jest po coś. Nie chciałam jechać na ten koncert, dostałam impuls, którego nie posłuchałam, bo nie potrafiłam odmówić._
Mimo ciężkich przeżyć, Halina postanowiła wrócić na scenę, na której występuje po dziś dzień. Frąckowiak przyznała, że jej kalendarz jest wciąż zapełniony koncertami.
Lubię, kiedy publiczność jest blisko. W domach kultury, małych salach. Schodzę ze sceny i tak mi jest dobrze, kiedy mogę porozmawiać z ludźmi piosenką - opowiada.
Gwiazda zapewniła też, że mimo 72 lat na karku, wciąż ma w sobie wiele energii.
Psychicznie czuję się młoda, jestem bardzo aktywna, ciekawa różnych spraw. Dostałam bardzo dużo od życia. Jestem szczęśliwa, ponieważ mam pogodną naturę. Cieszę się tym, co dostaję od losu - deklaruje.