Annę Lewandowską można lubić, bądź nie, nie można jej jednak odmówić imponującej żyłki do interesów. Przedsiębiorcza żona Roberta Lewandowskiego dorobiła się na swoim "perfekcyjnym" wizerunku milionów złotych, prześcigając popularnością swoją największą konkurentkę, Ewę Chodakowską.
W kioskach właśnie ukazał się najnowszy numer Vivy!, w którym oprócz Joanny Przetakiewicz, Martyny Wojciechowskiej, Jessiki Mercedes i Moniki Olejnik jedną gwiazd jest właśnie Ania. W wywiadzie zatytułowanym "Power Woman" celebrytka poruszyła kilka ważnych dla niej kwestii, zaczynając od odpowiedzi pytanie, czy Robert jest jej najlepszym przyjacielem.
Mąż jest ze mną na co dzień - przyznała trenerka fitness. Potrafi powiedzieć: "Ania, źle to zrobiłaś" i potrafi pochwalić, chociaż daleki jest od "zagłaskiwania". My, sportowcy, wolimy wymagać, niż chwalić. Jest przyjacielem i doradcą, który powie: "Ania, zagoniłaś się. Teraz stop". To jest inna przyjaźń. Tu jest miłość, a to co innego.
W dalszej części rozmowy Lewandowska przyznała, że nazywa Klarę "swoją małą nauczycielką życia". 2-latka nauczyła mamę, że wcale nie musi trenować codziennie, a "jedyne" 4-5 sesji tygodniowo w zupełności wystarczy.
_Klara nauczyła mnie cierpliwości, większej pokory i tego, że nie da się wszystkiego zaplanować, że trzeba zwolnić. Nie muszę już trenować codziennie. Wystarczy cztery, pięć razy w tygodniu. Biorę córkę do wózka i biegniemy razem._
Na koniec Lewandowska zapewniła, że nie jest "w czepku urodzona" i sama wielokrotnie musiała zmierzyć się z przeciwnościami losu, w tymz poważną chorobą.
Pamiętam, jak kiedyś ktoś się zaśmiał: "Kurczę, wszystko wam wychodzi!". A ja mam za sobą siłę przejścia przez chorobę. To było rok przed tym, zanim zaszłam w ciążę. Ja, zawsze zdrowa kobieta, a tu coś niezależnego ode mnie. Może tak musiało być.
Ania wyjawiła też, że trudny poród niemal pozbawił ją życia. Ciężkie doświadczenie nauczyło ją jednak, że "nie ma rzeczy niemożliwych".
Mało kto wiedział, tylko najbliższe grono przyjaciół. To była trudna droga. Mówię o tym, żeby pokazać kobietom, że i z porażek, i z choroby możemy wyciągnąć lekcję. Inaczej spojrzeć na życie. Potem miałam też bardzo trudny poród, jeszcze trochę, a mogłabym odejść z tego świata. To też mi pokazało, że jestem mocna, że nie ma rzeczy niemożliwych i trzeba się cieszyć każdą chwilą.