Robert i Anna Lewandowscy nie mogą nawet spokojnie wyjść z domu na spacer, aby przypadkiem nie trafić na okładki kolorowych magazynów. Jedynym ratunkiem jest więc dla nich spędzenie urlopu za granicami Polski, chociaż i takie rozwiązanie nie daje stu procent pewności odpoczynku od paparazzi, o czym słynna para przekonała się w ostatni poniedziałek.
Piłkarz Bayernu oraz jego małżonka zostali spostrzeżeni przez fotoreporterów podczas krótkich wakacji we włoskim Portofino. Korzystając z chwili sam na sam, Lewandowscy udali się na zakupy do lokalnego butiku Louis Vuitton, o czym świadczy charakterystyczna pomarańczowa torba z niebieskimi uchwytami, która wylądowała w bagażniku ich samochodu. Po małym "shoppingu" Robert zaprosił Anię na romantyczną kolację przy blasku świec do pobliskiej "ristorante". Miejscowe przysmaki zapewne nie mogły równać się pod względem pożywności ze słynnymi batonami mocy, jednak sądząc po sposobie, w jaki Robert pałaszował zawartość swojego talerza, możemy przypuścić, że nie bardzo mu to przeszkadzało.
Rzecz jasna Lewandowscy nie mogli pojawić się we włoskim kurorcie w byle czym. Sama torebka Gucci Ani kosztowała około 6 tysięcy złotych. Trenerka dobrała do niej żakiet i spódnicę. Nieco mniej z ubiorem poszalał Robert, który postawił na białe chinosy, "camelowe" mokasyny i "atramentowy" sweterek - czyli klasyka w czystej postaci.