Od dobrych kilkunastu miesięcy zza wielkiej wody docierały do nas wieści o rzekomej resocjalizacji Lindsay Lohan, która planowała raz jeszcze podbić Hollywood, po tym jak zaprzepaściła swoje szanse na sukces w młodym wieku, dając się wciągnąć w wir używek i niekończącej się imprezy. Celebrytka dostała niedawno własny program na MTV, a nawet wyraziła chęć zagrania tytułowej bohaterki w aktorskiej wersji Małej Syrenki. Widownia zaczęła też powoli zapominać o jej romansach z arabskimi księciami oraz próbie odebrania dzieci uchodźcom w Rosji, wszyscy trzymali więc kciuki za powrót Lindsay na pierwsze strony kolorowych magazynów.
Przypomnijmy: Lindsay Lohan próbowała ODEBRAĆ DZIECI IMIGRANTCE na ulicy. Została przez nią spoliczkowana... (WIDEO)
Niestety, jak zawsze okazało się, że łzawe zapewnienia na łamach tabloidów rzadko kiedy mają przełożenie na rzeczywistość. Po ponad dekadzie od wydania swojego ostatniego singla, słynny rudzielec ponownie postanowił spróbować szczęścia w muzyce.
Tytuł najnowszego singla artystki rozwiewa wszelkie wątpliwości, co do jej domniemanej trzeźwości. Lindsay zdecydowała bowiem, że najlepiej pozostać przy tym, z czego jest najlepiej znana - czyli hardego imprezowania. Niewątpliwie to właśnie na jednym z hucznych przyjęć 33-latka postanowiła, że promujący jej "wielki powrót" kawałek powinien nosić nazwę XANAX.
Jakby tego było mało, na IGTV, gdzie Lohan opublikowała we wtorek całość utworu, zamieszczone zostało także towarzyszące muzyce nagranie. Klip wygląda jednak, jakby Lindsay sama zmontowała go w przerwie między kolejnymi "setami" o 05:30 w nocy. Prowizoryczny teledysk to nic innego jak zlepka kompletnie przypadkowych nagrań, na które Lindsay nałożyła całą gamę instagramowych filtrów. Trzeba przyznać z ręką na sercu, że całość prezentuje się nad wyraz niepokojąco.