Udział w reality show typu Big Brother to wielka szansa dla każdego, kto marzy o popularności. Dzięki pokazywaniu siebie przed kamerami 24 godziny na dobę można stać się sławnym i odcinać kupony od zdobytego w ten sposób zainteresowania.
Póki co uczestnicy pierwszej edycji wskrzeszonego Big Brothera niekoniecznie umiejętnie korzystają z tego daru. Wydaje się za to, że bohaterowie drugiej serii dokładnie wiedzą, po co przyszli.
Jedną z bardziej wyrazistych osób w programie była Sarah Poznachowski, która w minioną niedzielę pożegnała się z domem Wielkiego Brata.
"Mamasita" zaprzyjaźniła się z młodszym Mateuszem "Sławiną", którego nazywała swoim mężem. Para sporo czasu spędzała razem, głównie na głaskaniu się wzajemnie, przytulaniu i długich rozmowach.
37-latka przekonywała, że to tylko zabawa, a jej partner jest "prawdziwym mężczyzną" i nie potraktuje poważnie zabawy swojej kobiety w programie.
Tymczasem w rozmowie z Pomponikiem przyznała, że poczuła się dziwnie, gdy nikt z rodziny nie czekał na nią w studio niedzielnej Areny:
Nie wiem jeszcze, jak rodzina podsumowała mój pobyt w domu Wielkiego Brata, bo nie miałam okazji z nimi porozmawiać. Zobaczymy. Na pewno jest dużo rzeczy, które musimy omówić. Nikt po mnie nie przyjechał. Zastanawiam się dlaczego. Rozmawiałam jak na razie tylko z koleżanką - wyznała.
Nie wiem jeszcze, jak mój partner odebrał "romans" z Mateuszem. Mam z nim tylko relacje platoniczne. Miałam z nim wspólny język i podobne poczucie humoru. Nie mam do niego pociągu seksualnego. Szukałam tam bliskości. Czułam się jak jego starsza siostra albo matka - dodaje.
Sarah więcej straci niż zyska na udziale w show?