Wpuszczenie 3-ligowych celebrytów do klatki z nadzieją, że rzucą się sobie do gardeł, okazało się wyjątkowo dobrym pomysłem na biznes. Gala Fame MMA doczekała się już 5. edycji, a chętnych na publiczne rozdawanie sińców nadal nie brakuje, a spragnionych wrażeń i krwi widzów przybywa z dnia na dzień.
Najbardziej wyczekiwaną potyczką sobotniej gali była, rzecz jasna, szarpanina między Esmeraldą Godlewską, która swego czasu zarobiła spore lanie od Marty Linkiewicz, a debiutującą w oktagonie Eweloną z Warsaw Shore. Panie starannie podgrzewały atmosferę przed walką, wymieniając się inwektywami, grożąc sobie za pomocą ziemniaków, a także nagrywając na siebie "dissy".
Niestety i tym razem Esmeralda okazała się bardziej skuteczna w potyczkach słownych niż siłowych. Ewelona nie miała większych problemów ze sprowadzeniem swojej konkurentki do parteru, co wyjątkowo przypominało poprzedni pojedynek Godlewskiej, który również zakończyła sporo przed czasem.
Pokonana Esmeralda nie zamierza jednak się poddawać i już planuje występ na kolejnej gali Fame MMA.
Jeżeli będę miała możliwość to chętnie, ale potrzebuję dłuższy czas przygotowań niż miesiąc - wyznała, nie zważając na gwizdy zgromadzonej widowni.
Zwyciężczyni nie ukrywała swojej radości płynącej z publicznego upokorzenia Godlewskiej.
Jak weszłam tutaj, to byłam przygotowana na różny werdykt, ale weszłam, żeby wygrać - stwierdziła w trakcie wywiadu.
Ewelona wyraziła również chęć rzucenia wyzwania Lil Masti, której chciałaby odbyć mistrzowski pas Fame MMA.