W tym tygodniu gośćmi Kuby Wojewódzkiego byli Robert Górski i Łukasz Simlat. Na początku Górski pochwalił się obrączką na palcu. "To pierwsza żona i ostatnia" - zapewnił.
Następnie odtwórca roli Jarosława Kaczyńskiego w Uchu Prezesa podzielił się swoimi poglądami na temat małżeństwa.
Mnie się podoba instytucja małżeństwa, byłem nawet w kościele w związku z tym, bo to był ślub kościelny, wobec tego wylała się na mnie rzeka nieczystości, bo wiele osób uważało, że mam takie poglądy, które nie pozwalają mi pójść do kościoła. Będę się smażył w piekle, jeśli coś nie wypali, ale nie będę się smażył, będę w tej gnojówce - zadeklarował.
Górski uważa, że w związku najważniejsze jest poczucie humoru.
Jeśli masz pannę, która się potrafi śmiać z tego, co ty mówisz i odwrotnie, no to na tym polega ta relacja. Jeśli jest inaczej, to trzeba dać nogę - stwierdził.
Kabareciarz zapewnił jednocześnie, że w sytuacjach łóżkowych zachowuje pełną powagę: "Seks to poważna sprawa, z fi**em nie ma żartów. Trzeba tam uważać, to nie jest miejsce do żartowania".
Ponadto Robert pochwalił się, że jego tata potrafi naprawić wibrator i zabłysnął ciekawostką: "Staropolska nazwa wibratora to zapchajdziura".
Następnie usłyszeliśmy historię o tym, jak Robert wybrał się do lekarza i... przypadkowo zbadano mu jądra.
Poszedłem do przychodni, żeby zrobili mi jakieś USG. Na miejscu okazało się, że to USG jąder. Pomyślałem, że to strasznie źle, bo byłem zgrzany i z czoła leciał mi pot, a co dopiero tam w centrum... Nawet człowiek z recepcji zdziwił się, że coś takiego mnie czeka, bo na to chorują podobno tylko młodzi ludzie. Byłem zgrzany, czekałem wśród kobiet w ciąży, na szczęście ostygłem przez ten czas. Do końca wierzyłem w to, że stanę za parawanem i jakaś maszyna mnie zbada, a okazało się, że bada się to ręcznie - opowiadał z przejęciem.
Górski bał się, że ręce lekarki spowodują u niego niekontrolowane odruchy.
Za chwilę dojdzie do usztywnienia tego narządu, jak mnie dotkną to koniec, na szczęście udało się bez wzwodu. Skończyło się dobrze, bo okazało się, że mam zdrowe jądra. Badajmy jądra bez względu na to, czy jesteśmy spoceni, czy nie! - zaapelował.
Dowodem na "zdrowe jądra" kabareciarza ma być jego ośmiomiesięczna córka.
Ma na imię Malina Górska - brzmi jak dziki owoc, który mieszka sobie na zboczu. Jeśli chcesz mieć córkę, to badaj jądra i do roboty - poradził Kubie.
Robert wyznał też, że od dziecka marzył o byciu aktorem. Pierwszą poważną rolę dostał w szkolnym przedstawieniu. Zagrał wówczas... komara.
Od czasu do czasu słyszę, że się kończę, ale to chyba naturalne, że ludzie chcą ci trochę dokuczyć. Poza tym mam wrażenie, że się nie kończę - stwierdził.
Następnie na kanapie zasiadł Łukasz Simlat znany z roli nauczyciela w serialu Pod Powierzchnią, a ostatnio także z filmów Znajomi i Boże Ciało.
Powinienem się przedstawić "Łukasz zdrowe jądro" - powitał widzów aktor.
Simlat wyznał, że nie zabiega o role, bo ma swoją godność, a ostatnie sukcesy to pokłosie ciężkiej pracy z ostatnich lat. Nie był nawet na premierze Bożego Ciała, bo - jak twierdzi - akurat wtedy się rozchorował. Z wywiadu dowiedzieliśmy się też, że granie księdza przyszło mu łatwo, bo ma w tym już doświadczenie. Ponadto aktor ujawnił, że... "śmieszy go i wzrusza" beczenie baranów oraz że nie ogląda produkcji ze swoim udziałem.
Nie mam telewizora, wyrzuciłem w 2015 roku_. Nie lubię siebie oglądać, bo już nie ma odwrotu_ - wyjaśnił.
Aktor przyznał też, że bywa trudny we współpracy i "wk***ia reżyserów. "Jestem męczykichą" - obwieścił.
Podobał Wam się odcinek z udziałem Roberta i Łukasza?
* Premierowe odcinki show Kuby Wojewódzkiego możesz oglądać w każdy wtorek za darmo w WP Pilot! Kliknij tutaj. *