W maju tego roku Jacek Rozenek trafił do szpitala, gdzie zdiagnozowano u niego rozległy udar mózgu. Od tamtej pory aktor ograniczył wystąpienia publiczne do absolutnego minimum, tak więc informacje o jego zdrowiu były podawane głównie przez osoby trzecie. Rozenek wraca jednak powoli do zdrowia dzięki intensywnej rehabilitacji. Teraz gwiazdor Barw Szczęścia czuje się już o wiele lepiej, dlatego też postanowił udzielić obszernego wywiadu, w którym opowiedział o trudnych chwilach, jakie dane mu było przeżyć na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy.
Okazało się, że dotarłem w ostatnim dobrym momencie. Lekarze powiedzieli mi, że byłem już w terminalnym stanie i schodziłem z tego świata. Gdybym nie pojechał wtedy do szpitala, pewnie już by mnie nie było. Na szczęście lekarzom udało się mnie uratować. Dowiedziałem się, że jestem poważnie chory i mam zniszczone serce. Usłyszałem, że do końca życia nie będę mógł już ćwiczyć i przemęczać się. Byłem załamany - zdradza Rozenek w rozmowie z Plejadą.
Jak się okazuje, aktor wcześniej spotykał się już z lekarzami, bagatelizowali oni jednak jego złe samopoczucie, diagnozując... przeziębienie.
Źle się czułem już od grudnia. Miałem wysoką gorączkę, więc poszedłem do lekarza, który powiedział mi, że to przeziębienie i przepisał mi antybiotyk. Nic to nie dawało. Nie widziałem żadnej poprawy. Odbijałem się od gabinetu do gabinetu, aż w końcu trafiłem na doktora, który skierował mnie na badania serca. Gdy zobaczył wyniki, natychmiast wysłał mnie do szpitala. Miałem frakcję wyrzutową serca na poziomie dwunastu procent. Normą jest sześćdziesiąt. To był jakiś koszmar! Do pięćdziesiątego roku życia nigdy nie byłem w żadnym szpitalu - zarzeka się aktor.
Sytuacja była ponoć wyjątkowo tragiczna. Mało kto dawał Jackowi szansę na powrót do zdrowia.
Usłyszałem, że mogę umrzeć, bo mój organizm jest w bardzo złym stanie. Lekarze powiedzieli mi, że dysfunkcja serca w moim przypadku jest tak duża, że powinienem do końca życia siedzieć w domu i odpoczywać. Na to nie mogłem sobie pozwolić, ale stosowałem się do wszystkich innych zaleceń. Starałem się nie podnosić swojego tętna, brałem leki i zredukowałem ilość obowiązków zawodowych. Ale czułem się źle. Potem okazało się, że miałem spory zakrzep w sercu, który doprowadził do udaru. Zupełnie nie zdawałem sobie z tego sprawy - czytamy w wywiadzie Plejady.
Na domiar złego, Rozenek przeszedł kolejny udar w trakcie prawie 2-miesięcznego pobytu w szpitalu. "Teoretycznie nie miałem prawa tego przeżyć” - komentuje w rozmowie z Michałem Misiorkiem.
Przejście tak trudnych chwil było ponoć dla Jacka impulsem do powrócenia na "łono kościoła". Aktor jest przekonany, że swoje życie zawdzięcza modlitwie swoich najbliższych.
Do niedawna wydawało mi się, że nie jestem osobą wierzącą. Ciągle się nad tym zastanawiam. Myślę, że wiara jest jednak ważna w naszym życiu. W ostatnim czasie się o tym przekonałem… Dziś z dużą przykrością patrzę na to, co dzieje się wokół Kościoła. To jest głęboko niesprawiedliwe - stwierdził.