Występy znanych, hollywoodzkich aktorów w polskich produkcjach należą do rzadkości, dlatego kiedy już do nich dochodzi, wszyscy dwoją się i troją, aby gwiazdorzy dobrze wspominali pobyt w naszym kraju.
Ostatnio głośno jest o roli Billa Pullmana w filmie Ukryta gra - ostatnim wyprodukowanym przez zmarłego tragicznie Piotra Woźniaka-Staraka.
Bill Pullman to gwiazdor m.in. takich filmów jak Dzień Niepodległości, Bezsenność w Seattle, Casper czy Zagubiona autostrada. Aktor przyznaje, że propozycja występu w polskim filmie była dla niego zaskoczeniem.
Kiedy zadzwonił do mnie reżyser, najpierw byłem zaskoczony, a potem pomyślałem, że polska kinematografia zajmuje ważne miejsce w historii kina, więc to byłoby ciekawe doświadczenie - mówi w wywiadzie dla Pani.
Pullman dodaje, że "zachwyciła go Zimna wojna" i żałuje, że Paweł Pawlikowski zatrudnił Tomasza Kota zamiast niego.
Gwiazdor spędził w Polsce dwa i pół miesiąca. Chwali polską ekipę za "niezwykle skrupulatnie przygotowanie, uprzejmość i przyjazne nastawienie".
Pojechałem na Wielkanoc do Zakopanego. Nawiązałem tu przyjaźnie, jakich nie zdarza mi się zawierać na planach w Stanach Zjednoczonych - wspomina.
Niestety, cieniem na tych miłych doświadczeniach kładzie się... rozczarowujący catering.
Jest jedna rzecz, którą można by zmienić. Jedzenie! W Stanach stoły na planie aż uginają się od różnych potraw, a w Polsce leży jedna napoczęta paczka ciasteczek Oreo. Kawy też często brakuje, a kiedy w dystrybutorze z wodą kończy się baniak, nikt się tym nie interesuje. Często sam go wymieniałem na pełny - żali się Bill.
Myślicie, że po tych gorzkich słowach polscy filmowcy lepiej zadbają o zaplecze gastronomiczne swoich produkcji?