Anna Wendzikowska jest bardzo aktywna na Instagramie, gdzie regularnie wdaje się w potyczki słowne z internautami.
W najnowszym poście celebrytka pochwaliła się, że stać ją na kupowanie takiej ilości ubrań, że niektórych nawet nie zakłada. Na szczęście z pomocą przychodzą koleżanki.
Przynajmniej dwa razy do roku robię wielkie porządki i połowy rzeczy się pozbywam. Ale nie chcę ich wyrzucać. Zawsze są w świetnym stanie, niektóre założone raz, inne jeszcze z metkami - pisze celebrytka. Uwielbiam oddawać ciuchy koleżankom. One są szczęśliwe, a ja jeszcze bardziej, bo uwielbiam sprawiać radość innym.
Anna ogłosiła, że od teraz również zwykłe śmiertelniczki będą mogły chodzić w jej ubraniach.
Już jutro zacznę dodawać moje rzeczy - zapowiedziała, reklamując aplikację do wymiany ubrań.
Do wpisu Wendzikowska dodała zdjęcie ze swojej garderoby. Wygląda na nim, jakby głowa rozbolała ją od nadmiaru luksusu, co zresztą potwierdziła w jednym z komentarzy, pisząc: "Załamuje mnie ta moja przeładowana szafa".
Post spotkał się z krytyką części internautów. Pojawiły się zarzuty, że celebrytka zakłamuje rzeczywistość.
"Przestaję Cię obserwować, gdyż poza idealnym życiem i idealnymi zdjęciami nie oferujesz nic z prawdziwego życia", "Zgadzam się w 100%, wszystko piękne i ładne, ciągle wakacje itp." - czytamy w komentarzach.
Anna postanowiła odeprzeć zarzuty.
E tam, proszę spojrzeć na poprzednie zdjęcie. Już się ktoś przyczepił o "brudne skarpetki" i niedomkniętą szafkę - napisała.
Faktycznie, pod zdjęciem Anny z córką wywiązała się dyskusja na temat przybrudzonych skarpet dziewczynki. Wendzikowska tłumaczyła się, że to nie skarpetki, a kapcie.
Teraz wierzycie, że Anna pokazuje "prawdziwe życie"?