Pamiętacie jeszcze stare, dobre czasy, kiedy trenerzy fitness zajmowali się wyłącznie udzielaniem porad z zakresu sportu i zdrowego trybu życia? My również nie. Dzisiaj klasyczny trener to już przeżytek, zamiast tego po Instagramie tuła się cała rzesza "fitness guru", którzy poza sylwetką zajmują się również skołatanymi nerwami swych podopiecznych. Za źródło przekazu ich lotnych niczym wynurzenia Paolo Coelho przemyśleń służy zazwyczaj Instagram, na którym zgrabnie przeplatają się ambitne maksymy z reklamami produktów odchudzających.
Sztukę tę niemalże do perfekcji opanowała Anna Lewandowska, której zawrotna popularność okazała się także jej największą zgubą. Ania musi bacznie uważać, aby przypadkiem nie "odczłowieczyć" się za bardzo w mediach społecznościowych. Sukces influencerów tkwi bowiem w tym, że ich fani mogą się z nimi utożsamić. Nieco trudno wczuć się jednak w rolę milionerki, która w minutę jest w stanie zarobić równowartość twojej miesięcznej pensji. Lewandowska stara się więc regularnie komunikować swoim odbiorcom, że też jest człowiekiem i tak jak każdy inny miewa gorsze i lepsze momenty.
O tym, że również należy do gatunku homo sapiens sapiens, Ania postanowiła ponownie przypomnieć w ostatnią niedzielę.
Kto powiedział, że my kobiety musimy być najlepsze we wszystkim, co robimy? Kto powiedział, że prosić o pomoc to oznaka słabości? Kto powiedział, że musimy bezwolnie i z uśmiechem na twarzy (na który nie zawsze mamy ochotę) przyjmować wszystko to, co mówią nam inni? Kto to powiedział? My, kobiety. My! Partnerki, przyjaciółki, współpracownice, matki, Panie domu. My tak mówimy, my to sobie wmawiamy. A przecież każda z nas ma prawo do bycia nieidealną. JA TEŻ NIE MAM CZASEM SIŁ. MI TEŻ COŚ NIE WYCHODZI - czytamy w najnowszym poście gwiazdy.
Ania uważa, że Polki nakładają na swoje barki zbyt wiele obowiązków i nie potrafią wyznaczać granic swoim najbliższym.
Wiele się od nas wymaga, przez co niejednokrotnie same wchodzimy w pewien schemat pod tytułem "muszę". Przecież „musimy” wstać rano przed wszystkimi domownikami, żeby zrobić śniadanie. Musimy wyprawić dzieci do szkoły lub przedszkola. Następnie musimy udowodnić w pracy, że jesteśmy niezastąpione. A wieczorem? Jeszcze zaprosić koleżanki, żeby nie pomyślały, że przestały być dla nas ważne. W tym samym czasie musimy przypilnować, żeby dzieci odrobiły prace domowe, równocześnie gotując obiad na kolejny dzień. Wcześniej rzecz jasna musiałyśmy zrobić zakupy i posprzątać przed wizytą koleżanek… Znacie to? - zachęciła swoje fanki do dyskusji.
Lewandowska zapewniła, że jej samej bliskie są problemy przeciętnych kobiet i mimo licznych sukcesów na koncie sama spotyka się czasem z problemami, które ją zwyczajnie przerastają.
Sama niejednokrotnie dałam się zapędzić w kołowrotek "muszę". Muszę, bo przecież jestem kobietą. Jestem niezależna, samodzielna, dobrze zorganizowana. Jestem twarda. Podołam wszystkim zadaniom… Nawet tym, które mnie przerastają. STOP! Koniec z "musizmem"! Są oczywiście rzeczy ważne i ważniejsze, ale w tej gonitwie nigdy nie zapominajmy o sobie. "Muszę pamiętać o sobie. Chcę o sobie w tym biegu nie zapomnieć"! Bo jak stracimy głowę, to nie będzie gdzie zawiesić złotego medalu, o który same ze sobą się ścigamy - zauważyła domorosła filozofka.