Anna Samusionek, matka przetrzymywanej w domu dziecka, podobno na jej wniosek, 11-letniej Andżeliki, postanowiła przerwać milczenie i wytłumaczyć się w telewizyjnym programie Interwencja. Wyszło niestety tak sobie.
Nie widziałam córki od 10 maja, łącznie 121 dni - przyznała aktorka i zapewniała, że córka nadal ją kocha, mimo że nie chce się z nią widzieć: Wierzę, że te uczucia ciągle w niej są, że potrzeba czasu, by nie bała się ich okazywać.
Jak sprawdził Fakt, zrozpaczona matka nie miała przez te 121 dni zbyt wiele czasu na myślenie o córce. Miała na głowie kilkanaście bankietów, sesję zdjęciową i swoje urodziny.
Zapisy na blogu aktorki i zdjęcia z imprez, w których uczestniczyła od maja świadczą o tym, ze nieszczególnie przejmowała się nieobecnością córki - wytyka jej tabloid. Wakacyjne śniadanie, sesje fotograficzne, skoki spadochronowe i huczne urodziny - to pochłaniało Annę Samusionek przez 121 dni. Ani śladu cierpienia na jej twarzy. Dopiero w programie Polsatu pokazała jak rozpacza po ucieczce córki.
Dlaczego więc dopiero po czterech miesiącach przypomniała sobie o dziecku? To akurat Samusionek wyjaśnia z rozbrajającą szczerością:
To był ostatni moment, żeby zrobić wielką burzę przed wydaniem decyzji o pozbawieniu go [Krzysztofa Zubera, ojca dziewczynki] władzy rodzicielskiej - wyznała aktorka. Głównym powodem są opinie biegłych sądowych, którzy stwierdzili, że ojciec bardzo silnie manipuluje dzieckiem w celu zerwania jakichkolwiek więzi między mną a córką. Dzisiaj w nocy miałam straszny sen. Miałam poczucie, że moje dziecko umarło i to jest mniej więcej taki ból. Problem polega na tym, że Andżelika odrzuca nie tylko mnie, odrzuca wszystko, co jest związane ze mną. Całą moją rodzinę, przyjaciół, nawet psa, którego kocha i z którym zasypiała codziennie.
Teraz ma kolejny powód, żeby nie chcieć rozmawiać z matką. Myślicie, że kiedyś jej wybaczy?