Katarzyna Bratkowska ogłosiła widzom programu Tak czy nie, że usunie sobie ciążę. Dodała, że "żeby było zabawniej" zrobi to w Wigilię. Do deklaracji doszło w ostrym starciu z Jackiem Żalkiem, z którym feministka dyskutowała na temat zaostrzenia prawa aborcyjnego przez Komisję Kodyfikacyjną przy Ministerstwie Sprawiedliwości. Zobacz: "24 grudnia USUNĘ CIĄŻĘ! A co, przyjdzie policja?!" Wypowiedz Bratkowskiej wywołała skandal. Po co aż tak prowokować ludzi przed świętami?
Wygląda na to, że lewicowa działaczka nie spodziewała się aż tylu negatywnych komentarzy. W wywiadzie dla Gazety Wyborczej żali się, że "stała się wiadrem na ścieki":
W ludziach jest morze pogardy dla kobiet, ja jestem jego katalizatorem. Gdybym przerwała ciążę i wtedy o tym poinformowała, przeżywała dramat, byłoby OK. Ale kiedy mówię, że to zrobię i nie jest mi z tym źle, nie objawiam skruchy - zaczyna się bagno. Taka kobieta jest zła, niemoralna, jest suką, puściła się... To sposób na kanalizowanie niechęci, stałam się wiadrem na ścieki jeśli chodzi o publiczne komentarze.
Bratkowska przekonuje też, że nikt może jej powstrzymać przed usunięciem ciąży:
Jeżeli postanowię przerwać ciążę, to w praktyce nikt nie może mnie zmusić do zmiany decyzji. Nawet, jeżeli podam datę aborcji - zapewnia. Jedyną rzeczą, do której zmusza mnie polskie prawo, to dokonanie niebezpiecznej aborcji przeprowadzanej w podziemiu. Moim pierwszorzędnym i jedynym celem było zwrócenie uwagi na ten problem. W tym sensie osoby, które odbierają moje słowa jako manifest polityczny, mają rację.
Feministka przestraszyła się chyba jednak konsekwencji, bo teraz sprytnie unika ostatecznego potwierdzenia, czy jest w ciąży czy nie. Zapytana po raz kolejny, czy naprawdę spodziewa się dziecka odpowiedziała wymijająco:
Bez względu, jaki jest mój stan biologiczny, to był manifest polityczny. Wierzę w wartość, którą jest niepodległość kobiety.
Wynika z tego, że rzeczywiście chce usunąć sobie ciążę w Wigilię.
Powinniśmy życzyć jej wesołych świąt?