O aferze zapomnianego już trochę celebryty, byłego "przyjaciela" Kuby Wojewódzkiego, Michała Figurskiego, przypomniała dwa tygodnie temu jego była żona, Odeta. Udzieliła wywiadu Gali, w którym, w zamian za pokazanie się na okładce, opowiedziała o nieudanym małżeństwie, w którym czuła się "kelnerką" oraz... o "żarcie" z gwałcenia Ukrainek". Celebrytka przyznała, że wyznanie, że Michał "ją też czasem gwałci" zaszkodziło jej karierze. Przyznaje też, że nie ma już pieniędzy na koncie, więc zdecydowała się wrócić do telewizji.
Figurskiemu i jego znajomym wywiad bardzo się nie spodobał. Oskarżył żonę o handlowanie ich prywatnością jak "najtańszym towarem". Teraz postanowił przypomnieć o sobie, udzialając wywiadu Gazecie Wyborczej. Unika w nim jednak tematu Odety, która "przestała mu wystarczać". Unika też tematu ukraińskich sprzątaczek, które obraził, szydząc z ich "pracy na kolanach". Dowiadujemy się, że "nie ma ochoty kajać się za swoje czyny i słowa". Mówi głównie o swoich problemach wizerunkowym i o... sushi.
- W pewnym momencie zacząłem nawet żałować, że nie kreowałem swojego wizerunku - wyznaje. Dam ci prosty przykład. Jak udzielałem tego feralnego wywiadu do "Gazety Wyborczej", na początku rozmowy dziennikarz zapytał, jaka w tym szaleństwie jest metoda. Ja mu szczerze odpowiedziałem: "Nie ma żadnej. Przez dwie godziny jestem showmanem w radiu. Mam płacone za to, żeby robić show. I jedyne pobudki, jakie mną kierują, to dostarczenie rozrywki mojemu odbiorcy, bo taki jest mój zawód. Nie dorabiam do tego żadnej ideologii, nie walczę z żadnymi wiatrakami. Widziałem rozdrażnienie, że jak ja w ogóle śmiem mówić takie rzeczy. Czekał na wielkie słowa Michała Figurskiego, w jakim to żyjemy skostniałym, zakompleksionym społeczeństwie. I powinienem nauczać ludzi, jak należy łamać kolejne bariery, kolejne wrota wolności obyczajowej.
- Czemu ma służyć ten wywód? - pyta dziennikarka.
- Chcę podkreślić, że nie dorabiałem żadnej filozofii. Wiem, że jechaliśmy bardzo po bandzie. Ta jazda była mocno na krawędzi i kiedyś po prostu musiałem się przewrócić.
- Są firmy, które zajmują się PR-em kryzysowym. Nie chciałeś skorzystać z ich pomocy?
- Wiesz, cały ten słynny wywiad zaczynał się od historii, że podobno za ciężkie pieniądze wynająłem jakąś agencję PR-ową. To się świetnie sprzedawało w mediach - przerażony swoim upadkiem Figurski próbuje teraz zainwestować w ratowanie wizerunku. Mam na to jedną odpowiedź - gdyby rzeczywiście tak było, to agencja nie pozwoliłaby mi na takie wywiady jak ten o sushi. To była bzdura wyssana z palca, ale świetnie wklejała się w wizerunek bufona, który w ostatniej chwili próbuje się ratować.
- A nie próbowałeś?
- Wiesz, był sezon ogórkowy, wakacje i... bęc! Nagle wyskakuje taka historia. Na portalach pojawiają się moje zdjęcia sprzed kilku lat, na których wyglądałem tak jak wyglądałem. Z samochodem, którym jeździłem od dawna, ale który też się świetnie wpisywał w całą historię. Zobaczcie, nie dość, że upada, to jeszcze kupił sobie porsche. Jakakolwiek próba obrócenia tego w żart przynosiła odwrotny efekt niż chciałem.
- Czy znów jadasz sushi?
- Jakie to ma w ogóle znaczenie? Samo żartowanie na ten temat doprowadziło mnie do kolejnych kłopotów. Facet robi ze mną wywiad, nagrywa dokładnie tak jak ty naszą rozmowę i w samym środku ognia tej całej afery zadaje mi pytanie: - Jak to jest teraz, kiedy nie masz pracy?. A ja, jak to ja, z moim szyderczym uśmiechem na ustach, drwiąc sam z siebie, mówię: - No teraz nie stać mnie codziennie na sushi. Dostaję to potem do autoryzacji, widzę to zdanie i nawet do głowy by mi nie przyszło, że mi to może zaszkodzić.
_
_