Wciąż nie cichną echa artykułu, który ukazał się w poprzednim wydaniu tygodnika Wprost. Dziennikarze opisali w nim praktyki swojego kolegi po fachu, określonego jako "popularna twarz telewizyjna" oraz "szef dużej redakcji", który od lat molestuje i mobbinguje kobiety, z którymi pracuje. Przytoczono historię "znanej dziennikarki", która po niedwuznacznych propozycjach przełożonego musiała zmienić pracę. Zobacz: Znana dziennikarka BYŁA MOLESTOWANA przez swojego szefa?! Chodzi o "popularną twarz telewizyjną"...
Chociaż w materiale Wprost nie padają żadne nazwiska, jego znajomi z pracy doskonale wiedzą, o kogo chodzi. Wszyscy jednak milczą, również osoby, który deklarują publicznie swoje oburzenie na dyskryminację. Czy możliwa jest większa dyskryminacja i mobbing niż to, co robi ten człowiek?
Czy kryjący go współpracownicy wreszcie przyznają, o kogo chodzi? Apeluje o to Jacek Żakowski. Jak zauważa w swoim felietonie dla Gazety Wyborczej, tzw. "środowisko" doskonale wie, którą stację, redakcję i jakich dziennikarzy opisano. Wzywa więc do rozliczenia się z oskarżeniami, szczególnie w kontekście przyjętej w piątek przez Sejm Europejskiej Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, promowanej i popieranej w mediach.
Profesjonaliści nie mogą się odklejać od tego, co kręci nowe media. I nie powinni wysyłać sygnału, że teoretycznie są przeciw przemocy, ale konkretna seksafera w mediach już ich nie obchodzi. Ponieważ milczą też politycy, feministki, urzędy oraz ci, których nazwy i nazwiska najczęściej są wymieniane, powstaje wrażenie, że media tak działają i to się nie zmieni. W ten sposób nie tylko podważamy zaufanie odbiorców, ale także zachęcamy sprawców i rozbrajamy ofiary - pisze Żakowski. Jeśli tak zostanie, to po artykule "Wprost" proceder molestowania w pracy, kariery za seks czy mobbingowania opornych stanie się łatwiejszy i powszechniejszy. Zwycięży wiara, że tak ma być na wieki. Nie tylko w mediach. Zło jawnie bezkarne szerzy się błyskawicznie. Dlatego nie można tej sprawy tak zostawić.
Dziennikarz dodaje, że sprawa jest jasna nie tylko dla samych zainteresowanych, ale również dla ich pracodawców, którzy także solidarnie milczą. Ze strachu przed niebezpiecznym szefem? Żakowski ocenia, że stacja, która pozwala na molestowanie pracownic i toleruje taki syf może zasłużyć na piętno "domu złego":
Zwykle ofiary nie chcą mówić, a sprawcy tym bardziej. Ale na świecie korporacje umieją sobie z tym radzić. A ci, o których mowa, doskonale to wiedzą. Oskarżana firma stoi przed prostym wyborem. Może, nic nie robiąc, trwać z piętnem "domu złego", które (sprawiedliwie lub nie) będzie się za nią, jak za Kościołem, ciągnęło, aż kiedyś wybuchnie rujnującymi pozwami, bo bezczynność uczyni korporację współwinną. Albo może poprosić zewnętrzne autorytety, by zbadały plotki i oczyściły ją z zarzutów lub z winnych.
Sam Żakowski sprawia wrażenie, że on również doskonale wie, o kim mowa. Czy znajdzie się ktoś wpływowy, kto przerwie w końcu milczenie i powie, co wie i widział?