Dariusz K. spędził ostatnie osiem miesięcy w warszawskim areszcie, do którego trafił po tym, jak zabił na przejściu dla pieszych 63-letnią Ewę J. Celebryta, były mąż Edyty Górniak, wjechał na pasy mając czerwone światło i przekraczając niemal dwukrotnie dozwoloną prędkość. Kobieta zginęła na miejscu, a K. nie próbował nawet udzielić jej pomocy. Dziś w mokotowskim Sądzie Rejonowym odbyła się jego pierwsza rozprawa. Zobacz: Dariusz K. doprowadzony do sądu! (ZDJĘCIA)
Jej przebieg może być bulwersujący, ale z pewnością nie zaskakujący. Dariusz robi bowiem wszystko, żeby otrzymać jak najniższy wymiar kary - kodeks karny przewiduje w tym przypadku maksymalnie 12 lat pozbawienia wolności. Jeżeli uda mu się spełnić kilka warunków, może wynegocjować nawet o połowę mniej... Zobacz: Dariusz K. wychodzi z sądu! Twierdzi, że... JECHAŁ 40 KM/H! (ZDJĘCIA)
K. zapewniał dzisiaj sąd, że kokainę brał poprzedniego wieczoru, a nie bezpośrednio przed wypadkiem. Twierdzi, że w dniu tragedii był za to pod wpływem leków antydepresyjnych, które musiał przyjmować, bo... Górniak utrudniała mu kontakty z synem, Alanem.
Do zarzutu przyznaję się częściowo. Nie przyznaję się do tego, że byłem pod wpływem narkotyków. Nie przyznaję się do tego, że w ogóle tego dnia zażywałem narkotyki - mówił przed sądem, atakując następnie swoją byłą żonę: Od chwili, kiedy mnie zostawiła, robiła wszystko, co mogła, by poróżnić mnie z synem, co miało wpływ na jego psychikę, a ja zmagałem się z problemami wychowawczymi.
Czyli właściwie to wszystko jej wina?
Były mąż Edyty twierdzi też, że momentu samego wypadku nie pamięta, a przyspieszenie miał "zasugerować mu", trąbiąc i mrugając światłami, inny kierowca. Czyli drugi po Edycie winny tragedii.
A dalej moja pamięć się urywa. Nie jestem w stanie opisać fazy przed wypadkiem. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy widziałem idącą przez jezdnię pieszą. Jedyne, co pamiętam, to ogromny huk. Chciałem pójść do samochodu po apteczkę. Ale wtedy usłyszałem krzyki, że potrącona kobieta nie żyje - wspominał. Ogarnęło mnie przerażenie, byłem w stanie ogromnego szoku. Tego dnia nie zażywałem narkotyków, ale dzień wcześniej byłem na przyjęciu, na którym zażyłem kokainę. Z tego powodu czułem się źle i dlatego zażyłem przepisane mi przez lekarza leki uspokajające.
Wypadek, który spowodował K., klasyfikowany jest nie jako zbrodnia, ale występek, co umożliwi mu ubieganie się o dobrowolne poddanie się karze bez przyznawania się do winy. Na to jednak zgodzić muszą się najbliżsi zabitej przez niego Ewy J. Dlatego w sądzie długo prosił ich o wybaczenie:
Popełniłem straszliwy błąd, ale byłem przekonany, że już nic nie może zepsuć mojej sprawności psychomotorycznej. Ta tragedia, ta śmierć wstrząsnęła moim życiem. Mam świadomość, że jestem wyłącznie odpowiedzialny za to, co się stało. To na zawsze pozostanie w mojej świadomości, nigdy nie będę w stanie o tym zapomnieć. Jestem sprawcą ogromnego dramatu, mam tego świadomość - zapewniał i zwrócił się bezpośrednio do rodziny ofiary. Ale proszę mi wierzyć, że państwa tragedia jest również moim największym dramatem. Chciałbym błagać państwa o przyjęcie moich najgłębszych przeprosin za to, co się stało. Proszę sąd o danie mi szansy, żebym swoim zachowaniem mógł naprawić ten błąd.
Dodajmy, że następną rozprawę wyznaczono na 1 kwietna. Jeżeli do tego czasu jego adwokaci dogadają się z rodziną zabitej, istnieje duża szansa, że zapadnie na niej wyrok.