Żona Kamila Durczoka okazała się jedyną osobą, która, przynajmniej publicznie, nigdy nie zwątpiła w niewinność męża. Mimo że od 2 lat nie są już razem, jednoznacznie opowiedziała się po stronie dziennikarza, nawet gdy raport TVN-u potwierdził zasadność zarzutów o mobbing. W wywiadzie dla Dziennika Zachodniego Marianna Dufek-Durczok wyjaśnia teraz powody swojej decyzji.
Bierzesz do ręki tamto pierwsze wydanie tygodnika Wprost piszące o przekroczeniu przez pewnego znanego dziennikarza granic w zachowaniu wobec pewnej dziennikarki, i co myślisz? Czytam i wiem, że to nieprawda - zapewnia w wywiadzie. Nie chcę się wgłębiać, bo ten i kolejne artykuły za sprawą naszych pozwów trafiają właśnie przed sąd. Mogę powiedzieć tyle, że Kamil czytał ten tekst i nie miał pojęcia, że może chodzić o niego. Ta historia ma właśnie drugie dno, którego dziś jeszcze nie widać. Ale dostrzeżenie go to kwestia czasu.
Marianna wyjaśnia, że broniła męża ze względu na dobro swojego syna:
Można moje zachowanie zamknąć w dwóch słowach: lojalność i przyzwoitość - wyjaśnia skromnie w wywiadzie. Tak się trzeba było zachować. Przede wszystkim z myślą o dziecku, które dla nas obojga jest najważniejszą osobą. Zresztą postawę naszego syna, w tej koszmarnej także dla niego sytuacji, odbieram jak nagrodę. Zobaczyłam, że życiowe wartości dobrze mu się poukładały w głowie. O ile ja znalazłam wokół siebie wiele przyjaznych osób i mogłam liczyć na swoich przyjaciół, to Kamila spotkało ogromne rozczarowanie. Oprócz małej grupki osób cała reszta zapadła się pod ziemię.
To ja poradziłam Kamilowi, żeby przeszedł do TVN - wspomina. Bo to była możliwość rozwoju, zrobienia czegoś wartościowego. I rzeczywiście tworzył świetny program z doskonałą oglądalnością. Ale też nagle się okazało, że ta "rodzinna decyzja" obraca się przeciwko mnie, bo "rodzina Faktów" szybko stała się dla Kamila najważniejszą rodziną - ocenia w wywiadzie. A nasz związek zszedł na dalszy plan. A po drugie... TVN dał mu możliwość zrobienia jeszcze większej kariery, dobre zarobki. Ale ja mam dzisiaj poczucie, że nie było to warte ceny, jaką Kamil płaci.
Czyli wszyscy są winni tylko nie Durczok. Kamil też jest tego zdania. Swoje straty moralne wycenia na... 11 milionów złotych, których domaga się od tygodnika Wprost.
Co ciekawe, ani Durczok i jego prawnik, ani walcząca o jego wizerunek żona nie komentują innego artykułu, który ukazał się w Newsweeku Tomasza Lisa. Pozwy dostał tylko Wprost, a w Newsweeku też wypowiedzieli się przecież pracownicy Kamila. Czy nie żal jej tych ludzi?