Marianna Durczok nie kryje ostatnio dumy z tego, że jako jedyna osoba z Polsce nie zwątpiła w niewinność swojego męża, oskarżanego o mobbing i molestowanie pracowników Faktów. Twierdzi, że to z jej strony "lojalność i przyzwoitość". Czy jednak naprawdę nie żal jej byłych podwładnych męża, przynajmniej tych cytowanych przez Newsweeka? Zobacz: Pracownik o Durczoku: "Pycha posunięta do granic absurdu! CZOŁGAŁ LUDZI, UPOKARZAŁ"
Mimo że raport komisji TVN-u ujawnił przypadki "niewłaściwego zachowania", a Durczok natychmiast potem odeszedł z pracy, jego żona jest przekonana, że nic takiego nie miało miejsca, a jej mąż jest niewinny, co jeszcze wszystkim udowodni.
W rozmowie z Dziennikiem Zachodnim żali się też, że padła ofiarą szantażu ze strony "jednej z ważnych osób z telewizji". O kogo może chodzić?
Jestem samodzielną osobą i dlatego nie wyobrażałam sobie ingerencji w moją prywatność. A jednak zdarzył się telefon od jednej z ważnych osób z telewizji, która przez kilkanaście minut bezczelnie naciskała, żebym namówiła Kamila do pewnej decyzji - wspomina w wywiadzie.
To był dość dramatyczny moment w całej sprawie. Kamil ledwo wyszedł ze szpitala, a ja nagle czułam, że ktoś chce wymusić na mnie siłą, żebym zrobiła coś wbrew swojej, a być może i jego woli. Ja wewnątrz jestem twardą Ślązaczką. Pan, który dzwonił, po tej rozmowie musiał chyba zmienić zdanie. Padło wiele mocnych słów. Ta rozmowa kosztowała mnie tak dużo emocji, że po jej zakończeniu po prostu się rozpłakałam. Z wściekłości.