Syn Lecha Wałęsy, 43-letni Sławomir od wielu lat nie utrzymuje kontaktów z rodziną. Cały czas spędza pijąc w swoim mieszkaniu w Toruniu. Teraz wezwał na pomoc Super Express, by za jego pośrednictwem poinformować ojca, że... zapije się na śmierć.
Stracił dwie żony, nie ma przyjaciół, unika go rodzina. W jego mieszkaniu walają się puszki po piwie. Alkohol to sens życia Sławomira Wałęsy. I jego przekleństwo. Syn Lecha Wałęsy trzeźwieje rzadko, a wtedy woła o pomoc swojego ojca. Nie odzywają się do siebie od dawna, dlatego za pośrednictwem "Super Expressu" Sławomir błaga byłego prezydenta o ratunek - relacjonuje tabloid. Jest w ciężkim stanie psychicznym. Boi się skontaktować z ojcem, dlatego sam zadzwonił do "Super Expressu". Niemal wszędzie: na podłodze, za kaloryferem i wielkim worku na śmieci widać puste puszki po piwie. A Sławomir Wałęsa to wrak człowieka. Podkrążone oczy, obwisłe policzki. Czuć od niego alkohol.
Jak ujawnił syn noblisty, próbował ostatnio rzucić picie. Był nawet na odwyku, ale po powrocie do domu wytrzymał bez alkoholu tylko cztery godziny.
Po dwóch miesiącach bez alkoholu myślałem, że zwariuję. Nie wiedziałem co i jak. Naprawdę nie chciałem się napić. Mnie chlanie nie pasuje. Ale to nie jest takie proste - wyznaje Wałęsa. Jestem po dwóch rozwodach, mam czworo dzieci. Chciałbym im pomóc, ale nie radzę sobie ze swoimi emocjami. Ciągle upadam. Od kiedy pamiętam, jestem bez rodziny i przyjaciół. Sam nie mogę sobie pomóc. Jak mi ojciec nie pomoże, to się zapiję na śmierć.
Zdaniem sąsiadów Wałęsy, sprawa jest oczywista:
Rodzina musi mu pomóc - komentują w tabloidzie. Jego nie można nie lubić. To dobry człowiek.