Ewa Minge postanowiła obejść wszystkie możliwe media, promując swoją książkę Życie jest bajką. Jak ujawnia w magazynie Party, do wydania jej namówili ją synowie.
Namawiali mnie, bym napisała tę książkę i tym samym zburzyła wizerunek niedostępnej księżniczki, której wszystko się udaje - wyznaje skromnie projektantka. Powiedzieli, bym napisała prawdę, by ludzie wiedzieli, że był czas, gdy mieliśmy niewiele, a ja walczyłam. Mój syn powiedział: "Zrób to dla ludzi, którym brakuje wiary w siebie, by dodać im otuchy, pokazać, że mimo przeciwności losu można realizować marzenia.
Minge obszerne fragmenty swojej książki poświęca toksycznemu małżeństwu. Ujawnia, że zdecydowała się odejść od męża, który ją bił. Po rozwodzie zaznała smaku biedy.
Oskar miał wtedy 11 lat, a Gaspar 8. O**deszłam od ich ojca, bo nie byłam w stanie żyć w terrorze**_ - wspomina projektantka. _Nigdy nie podniosłabym ręki nawet na mojego kota, a nagle okazało się, że w naszym domu kary cielesne są na porządku dziennym. Dlatego zdecydowałam się na szybko rozwód dla dobra dzieci. Warunkiem było to, że musiałam oddać mężowi wszystko, co mieliśmy, czyli las, jezioro, kilka nieruchomości, szkołę języków obcych. Wszystko oprócz dzieci i firmy. Umówiliśmy się, że dopóki chłopcy nie skończą szkoły, będę mieszkała z nimi w tym domu, w którym się urodzili. Choć formalnie należał już do męża. Minęło pół roku i nagle, z niewyjaśnionych dla mnie przyczyn, mój były przyszedł z policją i zażądał, by nas z tego domu wyrzucili. Zszokowani policjanci zapytali, dokąd mają wyrzucić. Zamieszkałam w biurze, a chłopcy u mojej sekretarki i jej męża. Żałuję tylko bombek na choinkę. Były bardzo cenne, zbierałam je przez lata.
Swoją biografię Minge zadedykowała mamie, która zmarła na jej rękach.
Sfałszowałam dokumenty lekarskie i kłamałam, że ma niezłośliwego gruczolaka - ujawnia projektantka. Wiedziałam, że gdyby poznała prawdziwą diagnozę, targnęłaby się na życie. Miałam takie myśli, gdy mama oddychała już jak maszyna, że wystarczyło położyć jej poduszkę na twarzy, by pomóc jej odejść. Zastanawiałam się, czy w ostatnich chwilach podłączyć ją do kroplówki, ale to byłoby przedłużenie cierpienia, podlewanie kwiatka, który nigdy nie wstanie. Niedawno, nie mogąc znaleźć paszportu zażartowałam "Mamo pomóż, ty zawsze wiedziałaś, gdzie co leży". Nie minęły 2 minuty i znalazłam. Można się śmiać, ale teraz mnóstwo rzeczy w moim życiu samo się rozwiązuje.
Projektantka wyznaje także, że pieniądze nie przewróciły jej w głowie i nadal robi zakupy w Biedronce.
Byłam na wakacjach na Malediwach w ekskluzywnej willi zbudowanej na wodzie. Podłoga była tam przykryta szkłem, żeby gość mógł obserwować rybki. Pewnego dnia siedziałam tam w toalecie i karmiłam je bułką, zalewając się łzami - wspomina Minge. Bo wolałam jechać w Bory Tucholskie z przyjaciółmi. Z mojej perspektywy pieniądze nie dają szczęścia. Już się cieszę, że jutro jadę do swojego domu pod lasem. Przyjeżdżają moi synowie, kupię im w Biedronce takie pyszne rogale i parówki z boczkiem, do tego owoce i upiekę bezę.
Cóż, być może sieć dyskontów zaproponuje jej teraz występ w reklamie...
Zobacz też: Ewa Minge w swojej biografii: "Kilka razy OTARŁAM SIĘ O ŚMIERĆ. Na drugie imię mam Siła"