Danuta Stenka pół roku temu zaskoczyła wszystkich podpisując kontrakt z producentami najgorszego programu sezonu, Celebrity Splash. Mimo że sama dyrektor programowa Polsatu, Nina Terentiew, publicznie broniła decyzji aktorki, bliscy Danuty nie byli zachwyceni, że musiała oceniać skoki do wody "rolnika bez żony".
W rozmowie z miesięcznikiem Grazia Stenka przyznaje, że nie ograniczali się do delikatnych sugestii. Wspomina, że było jej ciężko i "w panice zanurkowała w głąb swojego wewnętrznego człowieka":
Były dwa takie momenty, że, w trosce o mnie, powiedziano mi wprost, że to fatalna decyzja i muszę się z tego wycofać - wspomina aktorka. A ponieważ mówili to bliscy mi ludzie, grunt usunął mi się spod nóg. Jednak gdy zanurkowałam w panice w głąb swojego wewnętrznego człowieka z pytaniem „co robić?”, znalazłam tak spokój i prostą odpowiedź: „o co ci chodzi? Nie oszukujesz, nie kombinujesz, dostałaś pracę i szanuj ją.” Jedyne, czego naprawdę się bałam to tego, że ponieważ nigdy czegoś podobnego nie robiłam, nie podołam i popsuję innym robotę, że swoją nieporadnością będę drażniła widzów. To był dla mnie - nomen omen - skok na główkę. Dzisiaj, z perspektywy czasu ja, która się wszystkiego lękam, zawsze uważam, że mogłam coś zrobić lepiej, a najchętniej to bym się w ogóle schowała do mysiej dziury, robię rachunek sumienia i stwierdzam: wykonałam tę robotę najlepiej jak umiałam.
Dla Stenki, która dotąd była kojarzona głównie z trudnymi rolami teatralnymi, stanie się polsatowską celebrytką była wielką zmianą wizerunkową. Zwłaszcza w oczach publiczności, która podziwiała ją w postarzającej charakteryzacji w sztuce Marat Sade. Przypomnijmy:
W wywiadzie aktorka wyjaśnia, że gdyby mogła utrzymać się z aktorstwa, nie musiałaby brać udziału w takich programach.
Swoją drogą chciałabym zapytać tych, których dotknęła moja decyzja: czy naprawdę sądzą, że nie wolałabym zarabiać na życie wykonując swój zawód, na przykład grając z filmach? - pyta retorycznie. Odpowiedź wydaje się tak oczywista, że aż głupio zadawać takie pytanie. Podziwiam ludzi, którzy już przed pierwszym odcinkiem wiedzieli, że ten program będzie taki czy owaki. Mógł się oczywiście niektórym nie podobać, szanuję to. Jednak myślę, że ktoś, kto stanąłby na trampolinie czy wieży, zadałby sobie trud, żeby się przyjrzeć drodze, jaką przebyli uczestnicy od pierwszego spotkania do pierwszego skoku - mierząc się nie tylko z brakiem umiejętności akrobatycznych, ale też ze zwykłym ludzkim strachem, fizycznym bólem czy wreszcie niepełnosprawnością - nie miałby odwagi sprowadzać wysiłku tych ludzi do sytuacji, w której celebryta w locie czy w wodzie gubi majtki.