Dwa tygodnie temu Ryszard Kalisz został po raz drugi ojcem. Dobiegający 60-tki polityk długo pozostawał bezdzietny, za to jak już się rozkręcił, spłodził od razu dwójkę dzieci z dwiema kobietami. Cytując popularną kampanię, zdążył zarobić pieniądze, zdążył zrobić karierę i się pobawić oraz zdążył zostać tatą.
Niestety o pierwszym, dwuletnim Ignasiu zdążył też zapomnieć. Jak ujawnia w Super Expressie była partnerka Kalisza, nigdy nie był ani dobrym ojcem, ani partnerem. To zresztą widać na zdjęciach, na których karmi syna. Nie wygląda, jakby się na tym znał.
Żałuję, że się w nim zakochałam - wyznaje gorzko Inga Pietrusińska.
Poznaliśmy się w lipcu 2010 r. w ambasadzie Francji, gdzie pracuję jako lektorka. Kalisz był gościem ambasady. Wymieniliśmy się wizytówkami. Po roku przysłał mi SMS. Byłam zdziwiona. Myślałam, że to pomyłka - wspomina w tabloidzie. Chciał się umówić. Oczarował mnie swoim intelektem. Dalej były kolacje, prezenty i romantyczne wyjazdy. Twierdził, że chce mieć azyl od życia publicznego. Dlatego nie pokazywaliśmy się publicznie. Powtarzał, że prasa stawia go w bardzo złym świetle, próbując z niego zrobić "klasycznego bawidamka" czy "kobieciarza". Wiele osób na pewno się dziwi, jak mogłam się w nim zakochać. Ale stało się i z tego związku zrodził się nasz syn Ignacy, który jest najwspanialszym prezentem, jaki mogłam dostać od życia. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam bardzo szczęśliwa. On też. Woził mnie do lekarza, chodziliśmy na spacery. Ale to wszystko odbywało się w wielkiej tajemnicy. Niby w trosce o bezpieczeństwo Ignacego. To był dla mnie trudny czas, bo ciężko ukrywać ciążę i nie móc się otwarcie cieszyć z dziecka. Niestety, bardzo szybko w prasie pojawiły się zdjęcia Kalisza z jego obecną żoną, panią Dominiką. Choć zapewniał, że to tylko koleżanka. Tak się zdenerwowałam, że na tydzień wylądowałam w łóżku.
Kalisz bardzo się tym przejął i przekonywał Pietrusińską, że nowa miłość nic dla niego nie znaczy, za to dołoży starań, aby jej i dziecku niczego nie brakowało. Niestety, wyszło inaczej.
Ciężko było mi wrócić do formy. Niestety, zamiast wsparcia słyszałam uwagi o tym, jaka jestem gruba. I pomyśleć, że to mówił człowiek, który na obiad zjadał osiem mielonych kotletów. Dzieckiem zajmowałam się sama. I w dzień, i w nocy. Nie było żadnej pomocy z jego strony. Z chorym kręgosłupem, z trudem siadając i podnosząc się, nosiłam dziecko w nocy, bo miało kolki albo wyrzynały się ząbki. A Ryszard Kalisz musiał się wtedy wysypiać, bo przecież startował do Parlamentu Europejskiego - wspomina Pietrusińska. Wykorzystywał tę sytuację, żeby nie zajmować się dzieckiem. Tylko w mediach opowiadał, jakiego ma wspaniałego synka i jak dużo czasu poświęca na opiekę nad nim. Mnie wmawiał, że będziemy tworzyć superrodzinę i przeniesiemy się do Brukseli, jak wygra wybory. Prawda jest taka, że Ryszard nawet pieluchę potrafi założyć odwrotnie.
Kiedy Kalisz zrozumiał, że promowanie się z synem w kolorowych magazynach, nie przekonało wyborców, całkiem zniechęcił się do ojcostwa.
Po przegranych wyborach przestał mówić o wspólnej przyszłości. Gdy w gazetach pojawiły się jego zdjęcia z obecną żoną, on zapewniał mnie, że... leży w szpitalu, że jest ciężko chory. Ale zabronił mi odwiedzin. I kłamał, że nic go nie łączy z panią Dominiką. Gdy mówiłam, że postępuje nie w porządku, groził, że odbierze mi Ignacego i sam go będzie wychowywać. A potem w tajemnicy wyjechał z panią Dominiką na wakacje. I wygrzewał się w maltańskim słońcu z nieswoim dzieckiem - wypomina gorzko była partnerka. Ryszard Kalisz potrafił być czarujący, ale kiedy zgasły światła kamer, niszczył poczucie mojej wartości. Wymagał ode mnie bezwzględnego posłuszeństwa i lojalności, a moje zdanie nie miało dla niego żadnego znaczenia. Ale ja nie należę do osób, które pozwalają sobą dyrygować. Nie boję się wyrażać swojego zdania.
Na jutro tabloid zapowiada ciąg dalszy historii, w którym Pietrusińska ujawni, że Kalisz karmił niemowlę... czekoladkami z likierem.
Gratulujemy, Ryszard. Właśnie tak to sobie wyobrażaliśmy.