Od kilku dni w sieci niezwykłą popularność zdobywa wpis Kamila Bulonisa, niegdysiejszego celebryty, który przed laty występował w reality show Polsatu Bar. Dokonał wtedy jednego z pierwszych coming outów w polskim show biznesie. Dzisiaj jest przewodnikiem wycieczek religijnych i, podobnie jak wielu polskich celebrytów, blogerem.
Bulonis zamieścił na swoim profilu relację ze swojej ostatniej wycieczki do Włoch, podczas której miał być świadkiem ataku imigrantów z Bliskiego Wschodu na autokar wiozący turystów. Rozwścieczony tłum na granicy włosko-austriackiej miał rzucać w pojazd butelkami i odchodami (!), wygrażać pasażerom, a także "wyciągnąć za włosy z samochodu starszą Włoszkę".
Półtorej godziny temu na granicy Włoch i Austrii na własne oczy widziałem ogromne zastępy imigrantów - opisywał Bulonis. Ta potężna masa ludzi, to absolutna dzicz. Wulgaryzmy, rzucanie butelkami, głośne okrzyki. Widziałem jak otoczyli samochód starszej Włoszki, wyciągnęli ją za włosy z samochodu i chcieli tym samochodem odjechać.
Wpis zdobył ogromną popularność w sieci, podchwyciły go również prawicowe media - używając jako argument przeciwko wpuszczaniu imigrantów do Polski - przetłumaczono go na kilkanaście języków. Internauci zaczęli jednak wątpić w relację Bulonisa, zastanawiając się, czy możliwe jest, żeby o tak bulwersującej sytuacji nie donosiły inne media? I dlaczego, skoro atak miał trwać kilkadziesiąt minut, nikt nie zrobił zdjęć i nie nagrał wideo? Jak jednak informuje Gazeta Wyborcza, powołując się na włoską policję, do zdarzenia... w ogóle nie doszło.
Stanowczo zaprzeczam. Ani na tej drodze, ani w rejonie przygranicznym, ani w żadnym innym punkcie nie było takiego zdarzenia. To jakiś przykry internetowy żart kogoś niepoważnego - zapewnia w rozmowie z GW Francesco Bianco, oficer prasowy policji granicznej w Brennero. Zarówno my, jak i główna komenda prowincji w Bolzano nie mieliśmy takiego zgłoszenia. Ani w ostatnich dniach, ani wcześniej. Tym bardziej w rejonie drogi SS621. To wiejski region, gdzie uchodźcy nie mieliby czego szukać.
Sam Bulonis kilkukrotnie zmieniał swoją wersję wydarzeń. Najpierw twierdził, że autokar, którym podróżował wraz z turystami, miał powybijane szyby, następnie zaś, że policja "kazała zasłonić szyby", żeby nie zostały powybijane. Później dodał, że pojazd nie znajdował się na granicy włosko-austriackiej, lecz na znajdującej się kilkadziesiąt kilometrów dalej górskiej drodze, która nie prowadzi do przejścia granicznego, więc próżno szukać tam wędrujących imigrantów. Na koniec zapewniał, że wraz ze swoją grupą przebywał na "rekolekcjach odbywających się w górskim opactwie".
Na swoim profilu Bulonis pochwalił się też, że po zamieszczeniu wpisu już dwie partie polityczne zaproponowały mu start w wyborach parlamentarnych. Gratulujemy.
Uchodźcy wchodzą do autokaru podstawionego przez niemieckie władze, 10 września, Schoeneberg niedaleko Berlina: