W połowie października do sieci trafiły fragmenty tajnego raportu TVN w sprawie molestowania i mobbingu w stacji, którego miał dopuszczać się Kamil Durczok. Dokumenty opublikowali Sylwester Latkowski i Michał Majewski, byli już pracownicy Wprost, którzy ujawnili kulisy "twardego stylu rządzenia" dziennikarza. Przypomnijmy: Byli dziennikarze "Wprost" ujawnili TAJNY RAPORT TVN-u w sprawie Durczoka!
Latkowski i Majewski opublikowali te fragmenty dokumentu, które stacja ukrywała. Wczoraj całość raportu opublikował zaś Tomasz Szymborski, były dziennikarz Rzeczpospolitej i Dziennika. Z dokumentów jasno wynika, że TVN podał do wiadomości publicznej tylko te fragmenty, które uznał za stosowne. Pozostałe ominął. Komisja radzi w raporcie, by nie podawać otwarcie powodów zakończenia współpracy z Kamilem Durczokiem. Poradzono zamiast tego opublikowanie tylko zwięzłego komunikatu prasowego, żeby - jak uzasadniono - "dostarczyć niezbędnych informacji, a zarazem chronić Spółkę przed ewentualnym pozwem ze strony Pana Durczoka".
Gdyby TVN jasno wskazał, że to Durczok jest winny molestowania i mobbingu w pracy, gwiazdor Faktów mógłby pozwać swojego byłego pracodawcę, tak jak zrobił to z redakcją Wprost. Komisja zaznaczyła też, że poszkodowanych przez Durczoka może być więcej, a stacja powinna liczyć się z kolejnymi pozwami.
Ciekawy jest też wątek zwolnienia Durczoka. Z dokumentów wynika, że zwolnienie za porozumieniem stron zasugerowała stacji właśnie komisja. Durczok nie mógł być zwolniony dyscyplinarnie, bo jego przełożony, Adam Pieczyński (prywatnie mąż Justyny Pochanke), wiedział o "metodach pracy" dziennikarza. Durczok nie powiedział jedynie o molestowaniu.
Od dwóch dni Kamil Durczok znów przebywa w szpitalu. Trafił do niego w dniu, gdy zeznania w sądzie składała Omenaa Mensah, autorka słynnego zdania, które zakończyło karierę Kamila w TVN-ie. Pogodynka zapytana o artykuły Wprost powiedziała: "Jak większość osób wiem, o kogo chodzi". Wtedy stacja nie mogła dłużej udawać, że chodzi o inną telewizję.