Bogusław Linda, po latach przerwy, znów zagrał główną rolę w filmie. Jak sam przyznał w rozmowie z Faktem, Andrzejowi Wajdzie się nie odmawia. W filmie Powidoki zagrał łódzkiego artystę, teoretyka sztuki i wykładowcę Władysława Strzemińskiego.
Linda także jest zawodowo związany z nauczaniem. Prowadzi wykłady w Warszawskiej Szkole Filmowej, którą założył wraz z reżyserem Maciejem Ślesickim.
Może podświadomie trochę korzystałem z własnych doświadczeń, ale tak naprawdę to sam nie wiem - wyznaje aktor w rozmowie z tabloidem. Myślę, że po prostu są role, których nie można zagrać, które trzeba w jakiś sposób przeżyć. Granie ujawni tylko sztuczność wypowiadanych kwestii. Ale przyznam, że ta rola należała do najtrudniejszych. Uważam, że zrobienie filmu z Andrzejem Wajdą i Pawłem Edelmanem zawsze jest warte grzechu. Historia Strzemińskiego zupełnie nie jest mi bliska. Ale jest tak inna i tak trudna do opowiedzenia, że się zgodziłem. Właśnie dlatego, że lubię podejmować ryzyko. Ta rola to prawdziwe ryzyko - można spaść, ale także można osiągnąć sukces.
Kolega Bogusława Lindy, Marek Kondrat, kilka lat temu całkowicie zrezygnował z aktorstwa i zajął się biznesem winiarskim. W wywiadach tłumaczył, że zmęczyło go już granie, a poza tym nie ma dla niego ciekawych ról. Linda ujawnia, że też mógłby w każdej chwili podjąć taką decyzję.
Nie sądzę, żeby aktorzy unikali grania w kinie, myślę że to raczej kino unika aktorów - wyjaśnia Linda. Serial zawsze jest następną rzeczą po filmie, a nie pierwszą. Nie czuję się związany ani z aktorstwem, ani z byciem pedagogiem. Czuję się facetem, który lubi żyć, lubi się bawić i miewać przygody w życiu. To jest dla mnie najważniejsze.
Występ w roli "gosposia" Małgorzaty Foremniak też był taką "przygodą"?