14 stycznia zmarła żona Jacka Borkowskiego, Magdalena. Lekarze zbyt późno wykryli u niej białaczkę. Kiedy z właściwą diagnozą trafiła do szpitala, było już za późno. Lekarze tłumaczą, że nagle uaktywnił się u niej gen, który spotyka się u jednego na milion pacjentów i po prostu nie dało się tego przewidzieć. Zmarła zaledwie miesiąc później. W dzisiejszym Fakcie aktor wspomina ich pierwsze spotkanie. Doszło do niego 27 listopada 2002 roku w restauracji na Starym Mieście w Toruniu.
Przy stoliku siedziała piękna kobieta. Po pięciu minutach podszedłem do niej, przedstawiłem się, a po kwadransie wiedziałem, że Magda jest kobietą, jakiej całe życie szukałem i która zostanie moją żoną - wspomina Borkowski.
Aktor miał wtedy 43 lata, był żonaty i miał nastoletnią córkę, Karolinę. Przekonał Magdę, że będzie ją kochał do końca życia. Porzucona żona Borkowskiego nie przyjęła tego dobrze. Przez kolejnych 7 lat skutecznie utrudniała mu rozwód. Aktor twierdzi jednak, że było warto.
To był taki dzień, który zmienił moje życie. Był dla nas wielkim prezentem - wspomina w tabloidzie. Gdyby mnie nie spotkał, byłbym ubogim człowiekiem. Jak widać, w listopadzie też potrafi zaświecić słońce.
Aktor, załamany śmiercią ukochanej żony, musi jednak szybko wziąć się w garść. Ma pod opieką dwoje małych dzieci.
_**Muszę żyć dalej -**_ skomentował wczoraj w Fakcie.