Wilhelm Sasnal, najlepiej sprzedający się polski malarz, udzielił długiego wywiadu Newsweekowi. W rozmowie, której fragmenty zdobywają właśnie popularność w sieci, komentuje najnowszy projekt Prawa i Sprawiedliwości, który ma promować "polskie wartości" w kulturze, szkole oraz mediach.
Sasnal przyznaje, że nie jest zachwycony pierwszymi miesiącami rządów Jarosława Kaczyńskiego i na początku myślał z żoną o ucieczce z kraju. Postanowił jednak zostać:
Będę tu mieszkał, chociaż bolesna jest ta polska bezinteresowna złość i wrodzony antysemityzm. Dla mnie pojęcie "malarz polski" to coś zupełnie innego niż "malarz narodowy". Nie znoszę słowa "narodowy", bo od tego tylko krok do nacjonalizmu, a "kultura narodowa" brzmi trochę jak "kultura rasowa". To anachroniczne pojęcie, które powstało w XIX w. i stosowanie go teraz jest bezsensowne – przekonuje artysta, który przyznał, że na propozycję namalowania obrazu o Smoleńsku wybuchnąłby śmiechem.
Czuję się obywatelem. Pojęcie "naród" nie jest moim pojęciem. Ci, którzy tak bardzo go chcą, niech go sobie wezmą i zjedzą w całości, ja tego nie tykam. Ci, którzy dzisiaj rządzą Polską, zajmują się wykluczaniem i obrażaniem sporej części społeczeństwa.
Sasnal dodaje, że najbardziej przeszkadza mu "nieufność, zawiść, złość i przede wszystkim wszechobecny Kościół":
Nie znoszę swojej polskości, ale trudno mi bez niej żyć. Nieprzewietrzony dom i ludzie z niechęcią patrzący na obcych. Perspektywa tego, że do Polski przyjedzie 7 tysięcy uchodźców, wywołała larum w 40-milionowym narodzie, w kraju, który jest homogeniczny i nudny do zarzygania.