W lipcu 2014 roku Grażyna Błęcka-Kolska przeżyła niewyobrażalną tragedię. W wypadku samochodowym śmierć poniosła jej jedyna córka, 24-letnia Zuzanna. Jechały na otwarcie festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty. Podczas przejazdu przez Wrocław aktorka straciła panowanie nad kierownicą. Auto wpadło w poślizg i uderzyło w latarnię. Mimo błyskawicznej akcji ratunkowej lekarzom nie udało się ocalić życia Zuzanny.
Dopiero po prawie 2 latach od tamtej tragedii Błęcka-Kolska znalazła w sobie siłę, by o tym mówić. Udzieliła miesięcznikowi Zwierciadło poruszającego wywiadu w swoim rodzinnym domu w Łasku, pełnym pamiątek po córce.
To jedyne moje miejsce na Ziemi, gdzie czuję się u siebie - wyznaje aktorka. Jedyna stała rzecz w moim życiu. Moja znajoma zaproponowała, żebym wyrzuciła rzeczy córki, bo to mi pomoże. Przecież nie da się wyrzucić 23 lat bycia matką. Zuzia była i jest dla mnie najważniejsza. Czy wyjadę, czy nie, nic to nie zmieni. Wszystkich pochowałam, ja zniosę wszystko. Trudny jest każdy dzień, całe półtora roku. A jeszcze w sierpniu odszedł tata. Mnie się wydaje, że w ogóle nie mam siły, to tylko z zewnątrz tak wygląda, że mam. Ale co to znaczy mieć siłę? Nie odebrać sobie życia? Nie zapić się, nie zaćpać? Nie ma ratunku. Cały czas jestem w tym tunelu. Drugi rok jest jeszcze gorszy, bo pierwszy to otępienie, chaos, a drugi to totalna tęsknota, której nie da się niczym wypełnić. Spokoju nie ma i nie będzie. Jest poczucie winy, straszna tęsknota. Trafiłam na dobrego psychologa, bardzo mi pomaga.
Półtora roku po śmierci córki Grażyna Błęcka-Kolska założyła fundację Fabryka Sensu, pomagającą uzdolnionej młodzieży. Najbardziej utalentowanym, lecz nie mającym dużych szans na rozwój, oferuje stypendia imienia Zuzanny Jagody Kolskiej.
To pewnie trochę z egoizmu, jestem jedyną osobą, która może utrwalić pamięć o Zuzi - wyznaje aktorka. A jak można najlepiej to zrobić? Moim zdaniem poprzez pomaganie innym młodym ludziom, przekazanie im tej przerwanej energii mojego dziecka, które miało tyle marzeń, tyle planów i talentów. Ja już nic nie muszę. Najbardziej zależy mi na wystawie i stypendium imienia Zuzi. Nie myślę długofalowo, stawiam małe kroki. Jestem sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Ale teraz wszystko jest kompletnie inne. Zuzia nie napisze sms-a „Chodź na skype’a". Pamiętam, jak powtarzała, żebym dbała o siebie. Więc staram się jakoś żyć, wrócić do źródła, które całe życie zaniedbywałam. Czyszczę je, poleruję, żeby lśniło i przyciągało wszystko, co najlepsze.