Maciej Maleńczuk ogłosił niedawno oficjalny koniec działalności grupy Psychodancing. Nagrywa teraz utwory jazzowe w ramach projektu Jazz for Idiots. W rozmowie z Faktem zapowiada, że to dopiero początek. Jak ujawnia, nowy repertuar sprawił, że zaszły w nim także zmiany wewnętrzne.
Przestałem farbować włosy. Obcinać też. Przestałem nosić ciemne okulary. Zmieniłem się wewnętrznie. Mam lepszy humor, nie jestem zrzędliwy, nie mam manier gwiazdy. A potrafiłem mieć - wyznaje. Zastanawiałem się, dlaczego artyści mają fochy. Tak zwany syfon, woda sodowa. Na człowieka, który odnosi sukces, nie ma żadnego porządnego filozoficznego ani medycznego określenia. Zawsze miałem teorię, że można wkurwiać wszystkich, potrafiłem stresować otoczenie, menedżerów. Jak byłem póławangardowym artystą to było łatwiej, ale jak się zaczęły większe pieniądze, zaczęło się ciśnienie.
Maleńczuk zapewnia jednak skromnie, że pieniądze nie robią na nim wrażenia.
Największa pojedyncza kwota, jaką zarobiłem to pół miliona. I nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Kupiłem sobie nowy samochód -wspomina muzyk. Nie jestem w stanie zarobić tak ogromnych pieniędzy, żeby roniły na mnie wrażenie. Ale show biznes jest nieobliczalny. Może się zdarzyć, że napiszesz taką piosenkę, wstawisz takie "na na na", że zarobisz na wyspę.
Zobacz też: Maleńczuk: "Bardzo mile wspominam heroinę! Dla kilku kolegów skończyło się to śmiercią!"