Premiera filmu Smoleńsk przewidziana była na 15 kwietnia, pięć dni po szóstej rocznicy katastrofy polskiego tupolewa w Rosji. W marcu poinformowano jednak, że pokaz zostanie przesunięty na bliżej nieokreślony termin. Reżyser Andrzej Saramonowicz stwierdził, że komunikat wydany przez twórców Smoleńska trzeba odczytywać jako brak aprobaty ze strony Jarosława Kaczyńskiego.
W oficjalnych wypowiedziach producent i reżyser zapewniają oczywiście, że brat Lecha Kaczyńskiego nie ma z odwołaniem premiery nic wspólnego. Twierdzą, że to wina braku efektów specjalnych. Zobacz: Producent "Smoleńska": "Nie jest prawdą, że prezes PiS oglądał film i mu się nie spodobał. różni ludzie próbują filmowi zaszkodzić". Jak jednak udało nam się dowiedzieć, dezaprobata Kaczyńskiego okazała się decydująca:
W kuluarach mówi się, że prezes Kaczyński zobaczył wersję finalną i w połowie filmu powiedział: "To nie było tak" - relacjonuje nasz informator pracujący przy produkcji. Problem jest poważny, bo dotyczy fabuły samej w sobie, a nie jakiejś sceny, którą można przemontować, albo wyrzucić z filmu. Cały film jest według Kaczyńskiego "nie tak"...
Przypomnijmy, że próby zrealizowania filmu o katastrofie podejmowane są od prawie sześciu lat. Fundusze zbierano nawet w kościołach. Ciekawe, czy w tych okolicznościach "Beatka" dostanie w przyszłym roku Orła. Zobacz: Znamy już laureatkę Orłów... 2017?! Kuzyn Kaczyńskiego: "Wiadomo, kto dostanie główną nagrodę. MOJA BEATKA!"