21 kwietnia świat błyskawicznie obiegła informacja o śmierci Prince'a, który został znaleziony martwy w swojej słynnej posiadłości w Minneapolis. 57-letni artysta zmarł nagle, szybko okazało się jednak, że tryb życia, który prowadził, był wyjątkowo wyniszczający - Prince był uzależniony od mocnych środków przeciwbólowych przepisywanych na receptę oraz od kokainy, był też pracoholikiem. Pojawiły się również doniesienia, że cierpiał na AIDS. Zobacz: Przed śmiercią Prince ważył... niecałe 40 kilogramów?! Chorował na AIDS?
W najnowszym US Magazine ukazała się z kolei informacje, że uzależniony od leków gwiazdor chciał szukać pomocy u specjalistów. Niestety, nie zdążył.
Prince miał spotkać się z lekarzem specjalizującym się w leczeniu uzależnienia od opioidów, doktorem Howardem Kornfeldem. Był umówiony na 22 kwietnia, dzień po swojej śmierci - donosi Star Tribune. W dniu swojej śmierci czuł się fatalnie, chciał spotkać się z Howardem, ale ten nie mógł przybyć wcześniej, więc wysłał tam swojego syna, również lekarza. Niestety, kiedy Andrew pojawił się w Paisley Park, było już za późno. To on znalazł go martwego w studio nagraniowym i to właśnie on miał dzwonić na pogotowie.
Oficjalna przyczyna śmierci artysty nadal nie jest znana, wyjaśnić ma je autopsja.