Jacek Borkowski 14 stycznia tego roku pożegnał ukochaną żonę. Magdalena Borkowska przegrała walkę ze zbyt późno zdiagnozowaną białaczką. Lekarze tygodniami bagatelizowali objawy choroby, a kiedy w końcu postawili właściwą diagnozę, Borkowskiej został już tylko miesiąc życia. Jej śmierć była szokiem, szczególnie dla aktora i dwójki ich dzieci.
Od tamtej pory Borkowski stara się jak może, by podołać wszystkim obowiązkom. Jak wyznał w licznych wywiadach, nie może pozwolić sobie nawet na chwilę słabości. Jego związek z Magdaleną trwał 14 lat.
Zagrałem wtedy va banque. Zacząłem wszystko od nowa i to był najlepszy ruch w moim życiu - wspomina teraz w rozmowie z tygodnikiem Twoje Imperium. Magda była wspaniała. Dobra, troskliwa, mądra. Brak mi jej, ale życie musi toczyć się dalej. Wstaję, robię śniadanie dzieciom, odwożę je do szkoły i jadę do pracy. Później zajmuję się obiadem i pomagam im odrobić lekcje. Mam wrażenie, że dzieci łatwiej pogodziły się ze stratą niż ja. Ale to niczego nie zmienia. Nasza trójka nie potrzebuje wsparcia psychologa tylko normalności. Ja czasem zagrzebuję się w pracy i mam poczucie, że dzięki temu jest łatwiej. Ale nigdy nie odbywa się to kosztem dzieci.
Borkowski wyznaje, że chociaż nie ma wątpliwości, że zmarła żona była miłością jego życia, to jednak ma nadzieję, że nie jedyną.
Dopuszczam do siebie myśl, że w przyszłości u mojego boku pojawi się inna kobieta - wyznaje w tabloidzie. Taka jest kolej rzeczy. Dzieciom nic nie zabraknie, ani materialnie, ani uczuciowo, ale nie chcę już być zawsze sam.
Póki co jednak aktor ma na głowie znacznie poważniejsze zmartwienia. Siostra i matka jego zmarłej żony próbują… odebrać mu prawo do opieki nad dwójką ich dzieci, 14-letniego Jacka i 12-letnią Magdę.