W minioną sobotę w klubie Pulse w Orlando na Florydzie doszło do jednej z najtragiczniejszych strzelanin w historii Stanów Zjednoczonych. 29-letni Omar Mateen, syn afgańskich imigrantów, zastrzelił z broni maszynowej 49 osób, a ponad 50 ranił. Część z nich jest w stanie krytycznym.
Dyskusja na temat ograniczenia dostępu do broni trwa w USA od lat i podsycana jest wydarzeniami takimi jak te w Orlando. Aż 1/3 wszystkich masowych strzelanin z udziałem cywilów ma miejsce właśnie w Stanach (podczas gdy mieszkańcy tego kraju stanowią zaledwie 5% światowej populacji), jednak debata na ten temat wzbudza wściekłość wśród zwolenników posiadania broni.
Temat ten pojawił się też w programie Warto rozmawiać, prawicowego dziennikarza Jana Pospieszalskiego. Do studia zaprosił Wojciecha Cejrowskiego, znanego ze swoich radykalnych poglądów również w tym zakresie. Przytoczył jeden z najpopularniejszych argumentów zwolenników szerokiego dostępu do broni: gdyby ktoś w klubie również był uzbrojony, z pewnością sam zastrzeliłby napastnika, a liczba ofiar byłaby mniejsza.
W knajpie pederastów w Orlando nikt nie miał pistoletu i dlatego strzelano do nich jak do kaczek. Podobnie było w Paryżu - tłumaczył Cejrowski. Strzela się do ludzi jak do kaczek, bo nie mają narzędzi do obrony. Wszyscy powinni mieć umiejętność, jak w Izraelu, posługiwania się tym sprzętem na wszelki wypadek.
Najnowsze ustalenia w sprawie strzelaniny w Orlando wskazują, że zamachowiec, który zginął podczas szturmu, był aktywnym użytkownikiem gejowskiego portalu randkowego i bywał w klubie, którego gości później zamordował.