Marta Glik i Kamil, obrońca polskiej reprezentacji i, do wczoraj, włoskiego klubu Torino i, są małżeństwem od pięciu lat, mają 3-letnią córkę Wiktorię. Jednak ich znajomość zaczęła się znacznie wcześniej. Jak ujawnia Marta Glik w rozmowie z Super Expressem, początki nie były zbyt zachęcające.
Wychowywaliśmy się na tym samym osiedlu w Jastrzębiu, ale poznaliśmy się, kiedy mieliśmy po 7 lat. Razem chodziliśmy do podstawówki, gimnazjum, liceum. Na początku się nie lubiliśmy. Kamil często mi dokuczał, przekomarzał się ze mną - wspomina w tabloidzie. Później to wszystko się odwróciło i od trzeciej klasy gimnazjum jesteśmy parą. Oczywiście życie z piłkarzem jest specyficzne. Ciągłe wyjazdy, mecze, tęsknota i żal, że go nie ma. Ale jestem bardzo szczęśliwa.
Marta Glik zdradza, że mąż zarówno na boisku jak i prywatnie imponuje jej siłą spokoju. W życiu codziennym jest znacznie łagodniejszy niż podczas meczów.
Jest spokojny. W domu posiedzi, zamiast gdzieś chodzić. Nie powiem, że jest oazą spokoju, bo jak każdy ma czasem wybuchy gniewu. Ale to raczej domator - opowiada w tabloidzie. No i trochę wstydliwy jest. Jak trzeba coś załatwić w urzędzie, to mówi: "Marta, może ty zadzwoń i to zrób". Moim zdaniem to taki twardziel o gołębim sercu. Dla niego najważniejsza jest rodzina.
Marta Glik wraz z rodziną kibicuje mężowi podczas meczów we Francji. Podejrzewa nawet, że przeżywa je bardziej niż Kamil. Mecz ze Szwajcarami odbył się w dniu 5. rocznicy ślubu Glików.
Stres był nieprawdopodobny. Kiedy były rzuty karne, strasznie rozbolał mnie brzuch - wyznaje. Siedziałam z rodziną na trybunach, zaciskając w ręku biało-czerwoną flagę. Byłam w innym świecie. Dobrze, że Kamil trafił do siatki. Wiem, że bardzo chciał strzelać tego karnego. Nie bał się odpowiedzialności.
Świetny występ Glika na Euro 2016 we Francji zaowocował transferem z Torino do AS Monaco - o zmianie klubu poinformowano oficjalnie wczoraj po południu.