Anna Dymna i Jerzy Zelnik spotkali się prawie 35 lat temu na planie filmu Janusza Majewskiego Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny. Dymna grała Radziwiłłównę, zaś Zelnik zakochanego w niej króla Zygmunta Augusta.
Podobno również prywatnie nie pozostał odporny na jej urok. To zresztą, jak wspominał niedawno Tomasz Stockinger, partnerujący Dymnej w Znachorze, było powszechne zjawisko wśród partnerów filmowych aktorki. On także się w niej zakochał.
Na planie filmu Majewskiego o romans było o tyle łatwiej, że film obfitował w sceny erotyczne. W swojej autobiografii Szczerze nie tylko o sobie, w której rozlicza się także z aborcji, Zelnik wspomina swoje zauroczenie Dymną.
Podobaliśmy się po prostu sobie wzajemnie, mocno między nami iskrzyło - pisze aktor. Ale oboje nie byliśmy już wolni, więc uważaliśmy, by nie posunąć się za daleko i nie narobić sobie kłopotów. Stan zachwycenia sobą, upajania się swoją bliskością nie mógł trwać długo. Musieliśmy podjąć jakieś decyzje.
Zelnik był nadal mężem swojej studenckiej miłości, którą przed laty namówił na aborcję, zaś Dymna była świeżo po ślubie ze Zbigniewem Szotem.
Powiedzieliśmy sobie, że nie przekroczymy granicy, która dzieli romans filmowy od życia - pisze w książce aktor. Popłynęło trochę łez.
Nie wiadomo, dlaczego wspomnienia Zelnika, opisane w autobiografii, tak bardzo dotknęły aktorkę. Być może z dawnym kolegą poróżniły ją poglądy polityczne. W każdym razie w rozmowie z Faktem zapewnia, że wszystko sobie wymyślił...
Jurkowi Zelnikowi jest chyba ciężko i teraz się ratuje takimi opowiastkami - wytyka mu w tabloidzie. Przyjaźń między aktorami to piękna rzecz. Ja go naprawdę zawsze bardzo lubiłam i pracowało nam się cudnie. Ale po co po tylu latach robić z tego afery.
Zobaczcie ich wspólne zdjęcia z planu Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny. Premiera filmu miała miejsce 34 lata temu.