8 lipca w lubelskim sądzie dobiegło końca 36-letnie małżeństwo Beaty Kozidrak i Andrzeja Pietrasa. Podobno kroplą, która przelała czarę goryczy była krążąca po Lublinie plotka, że Pietras zrobił dziecko ukraińskiej gosposi. Wtedy Beacie, która ponoć od lat przymykała oko na flirty męża, puściły nerwy. Do rozwodu przygotowała się bardzo starannie. Rok wcześniej wyprowadziła się z rezydencji pod Lublinem i zamieszkała w Warszawie, żeby sprawdzić, jak poradzi sobie bez męża, który kierował jej życiem i karierą od matury. Szybko okazało się, że nie spełni się jednak proroctwo Pietrasa, że żona "wróci do niego z płaczem". Stało się odwrotnie: piosenkarka zasmakowała w wolności i zdała sobie sprawę z tego, że zaborczy mąż latami tłamsił jej osobowość.
W szczerym wywiadzie dla magazynu Pani, tego samego, który pięć lat temu przyznał Pietrasom nagrodę "Srebrnych Jabłek" dla najbardziej podziwianej pary, Kozidrak opowiada, jak zmieniło się jej życie po rozwodzie.
Jestem kobieta wolną, bo sama podejmuję decyzje o swoim życiu, zarówno prywatnym jak i artystycznym - wyjaśnia piosenkarka. Przez ostatnie dwa lata moje środowisko się zmieniło, poszerzyło. Na początku znałam tu niewiele osób. To też jest moja forma wolności, że żyję tak jak chce, z tymi, którzy mnie szanują, lubią, kochają. Chcę umówić się ze znajomymi na kolację czy drinka - nikt mnie nie ogranicza. Mam wiele koleżanek, które po nieudanych związkach są tak zranione, że nie potrafią zaufać, nie chcą kolejnych rozczarowań. U nas o wielu sprawach się nie mówi, albo mówi się zdecydowanie za mało. Rozumiem lęki kobiet i chciałabym im przez swoje teksty powiedzieć, żeby się nie bały. Nie należy wmawiać sobie: już tyle przeżyłam i nic mnie w życiu nie spotka, albo: za późno na zmiany i lepiej niech zostanie tak, jak jest. Ludzie tkwią w małżeństwach przez przyszłości. Pomyślmy - przecież nie żyjemy dwa razy - ile czasu nam jeszcze zostało?
Najnowsza płyta Kozidrak, której premiera zaplanowana jest na połowę września, nosi tytuł B 3. Można go rozumieć na dwa sposoby. Jest to trzeci solowy album piosenkarki. Zarazem jego tytuł można odczytać jako "Be Free" czyli "bądź wolna". Piosenkarka nie ukrywa, że płyta jest emocjonalnym rozliczeniem z przeszłością i zamknięciem małżeństwa, które wcale nie było tak idealne, jak wszystkim się wydawało.
Andrzej, kiedy produkował koncert, był stanowczy, skutecznie negocjował i wiele osób zna go takiego. Ja miałam ten komfort, że wchodziłam na scenę i wszystko było przygotowane - wspomina artystka. Myślę, że czułam się bezpiecznie, mając obok siebie kogoś takiego jak on, kto reprezentował moje sprawy w tak profesjonalny sposób. Wierzę, że tak właśnie było. Szczerze mówiąc, taka sytuacja była też dla mnie wygodna.
Jednak, jak sugeruje Beata, koszt tej wygody okazał się za wysoki.
Nie toleruję braku lojalności i kłamstwa - ujawnia piosenkarka. Kiedy komuś, nieważne - kobiecie czy mężczyźnie - zaufam, otworzę się przed nim i ten ktoś to wykorzystuje. Przeżyłam coś takiego. To dla mnie bardzo bolesne. Ale nie ma takiej możliwości, bym, wiedząc o czymś przykrym, nie powiedziała, co mnie boli, tłumiła to w sobie. Uważam, że nie wolno zamiatać problemów pod dywan, bo szybko zaczyna się robić nieciekawie i potem okazuje się, że nie ma już czego naprawiać.
Na nowej płycie Beaty, podobnie jak na jej poprzednich albumach, znaleźć mają się piosenki o bardzo osobistych tekstach, odnoszące się do jej relacji z byłym już mężem...
Zobacz: Kozidrak zemści się na byłym mężu? "Każde twoje kłamstwo miało sens. W końcu miałeś nas dwie"...