Z końcem czerwca Jarosław Kret musiał pożegnać się z telewizją publiczną, potwierdzając przy okazji, że "dobra zmiana" nie omija nawet tak mało kontrowersyjnej dziedziny jak pogoda. Kreta zapewne pogrążyło narzeczeństwo z Beatą Tadlą, która podpadła politykom Prawa i Sprawiedliwości jeszcze podczas kampanii prezydenckiej.
W przeciwieństwie do Beaty, Jarek nie był na to gotowy. Jak zapewniał w wywiadzie, padł ofiarą bolszewickich metod, polegających na strzelaniu bez ostrzeżenia: Kret o zwolnieniu z TVP: "Chyba nikt nie jest gotowy na to, że nagle WEJDĄ I GO ZASTRZELĄ"...
Jego frustrację zapewne pogłębił fakt, że mają z Beatą do spłacenia kredyt, zaciągnięty na dom pod Warszawą. Podobno zadłużyli się na 860 tysięcy złotych. Na szczęście, jak chwali się Kret w Super Expressie, jest zasypywany ofertami pracy. Jednak pogodynek, mimo że ciążą na nim zobowiązania alimentacyjne i raty kredytu na dom, nie zamierza się przepracowywać.
Pojawiło się mnóstwo ciekawych propozycji, ale na razie mam wakacje. Nie wiem, jak długo potrwają - wyjaśnia w tabloidzie. Robię dużo rzeczy, to nie jest tak, że odpoczywam tylko. Właśnie skończyłem pisać książkę o Ziemi Świętej. Czas mi sprzyjał, wreszcie miałem wolną głowę. Myślę, żeby wrócić do telewizji, rozmawiam cały czas. Kilka stacji ma mnie na oku. Ja siedzę i zastanawiam się nad propozycjami. Wzbraniam się przed intensywną pracą, nie chcę pracować w korporacji.
Po Krecie kolejna fala zwolnień w TVP zmiotła między innymi Macieja Orłosia, od 20 lat prowadzącego Teleexpress. Zdaniem Jarka, "telewizja narodowa" sama się pogrąża, robiąc przy okazji cenne prezenty konkurencji.
W TVP nie ma już nikogo - ocenia Kret. Powstaje kilka nowych telewizji i władze TVP dały wspaniały prezent nowym telewizjom, bo nie muszą długo szukać.
Została jeszcze Anna Popek, a nawet "wdowa smoleńska", Joanna Racewicz. Zobacz: Zamachowska i Rogalska boją się o pracę. "Jak na razie jest pięć kobiet i czterech mężczyzn"