Odpowiedzią na głośny list biskupów z Prezydium Konferencji Episkopatu Polski było pojawienie się w sejmie kontrowersyjnej ustawy antyaborcyjnej. Według nowego prawa aborcja ma być zakazana bez względu na okoliczności poczęcia - w tym gwałt i kazirodztwo - czy stan zdrowia płodu i matki. Co więcej, surowe kary mają być wymierzone nie tylko w lekarzy, ale przede wszystkim w kobiety, które zdecydowały się na aborcję.
Ostatnio wielkim zwolennikiem takiego procederu jest profesor Bogdan Chazan, który przez lata robił karierę jako aborcjonista. Potem uznał, że większą sławę zdobędzie jako pierwszy przeciwnik aborcji, a przy okazji będzie ochraniał lekarzy - w tym siebie - przed krytyką i karami sądowymi, przenosząc całą odpowiedzialność za aborcje na kobiety.
Od kilku lat najgłośniejszym krytykiem Chazana jest profesor Romuald Dębski. Ginekolog zaopiekował się kobietą, której Chazan odmówił legalnej aborcji i wbrew prawu nie skierował do innego lekarza. Lekarz uznał, że "to niepraktyczne", bo musiałby "wykonać telefony do poszczególnych lekarzy". Mniej problematyczne było urodzenie dziecka, które wkrótce potem zmarło. Dębski zdradził w TVN24, w jakim stanie urodził się chłopiec "uratowany" przez Chazana. Lekarze bali się go pokazać rodzicom.
To jest dziecko, które nie ma połowy głowy, ma mózg na wierzchu, ma wiszącą gałkę oczną, ma rozszczep całej twarzy, nie ma mózgu w środku - powiedział. I będzie umierało dzięki panu profesorowi jeszcze przez najbliższy miesiąc albo dwa. Bo ma zdrowe serce i zdrowe płuca. Będzie umierało, aż w końcu umrze z powodu jakiegoś zakażenia. A kobieta, która urodziła to dziecko - w związku z tym, że ten dzieciak miał głowę większą niż w ciąży donoszonej - musiała mieć zrobione cięcie cesarskie. To jest sukces pana profesora Chazana.
Dzisiaj Dębski jest również przeciwnikiem popieranej przez Chazana ustawy antyaborcyjnej spisanej przez organizację katolickich prawników Ordo Iuris. Lekarz przedstawił w sposób bardzo praktyczny skutki, jakie nowe zapisy będą mieć dla jego profesji, a także zdrowia i bezpieczeństwa kobiet. Regulacje nie dotyczą bowiem tylko samej aborcji, ale wszelkich sytuacji, które mogą nieumyślnie spowodować śmierć "dziecka poczętego". Oznacza to m.in. niemożność przeprowadzenia licznych badań i prostych zabiegów.
To są rzeczy groźne. Skończyliśmy polską diagnostykę i terapię prenatalną - powiedział Dębski podczas konferencji prasowej. Będzie zakaz dotknięcia się z igłą do dziecka. Dlatego że będę mógł za to odpowiadać do trzech lat, jeżeli coś się stanie. Nie będzie żadnych transfuzji, nie będzie żadnego leczenia prenatalnego w Polsce.
Gorzej, jeżeli będę miał pacjentkę ze stanem przedrzucawkowym, która będzie w 32. tygodniu ciąży, to ja muszę dać jej umierać i umierać dziecku. Muszę. Bo jeżeli ja ją rozwiążę cięciem cesarskim w 32. tygodniu ciąży i dziecko umrze, dlatego że było wcześniakiem, to grozi mi do trzech lat pozbawienia wolności. To przepraszam bardzo, "niech baba umiera", niech dziecko umiera. Dlaczego ja mam ryzykować swoja własną wolnością?
Nie popełnia przestępstwa lekarz, jeśli śmierć dziecka poczętego jest następstwem działań leczniczych, koniecznych dla uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia matki dziecka poczętego - Dębski przeczytał fragment ustawy i skomentował: Rozumiem, że jak będę miał krwotok z powodu ciąży pozamacicznej, to mam prawo usunąć jajowód. Ale jeżeli nie mam krwotoku - to nie jest bezpośrednie zagrożenie życia - to ja muszę doczekać aż pacjentka będzie umierająca i wtedy będę miał prawo interweniować. Pomimo że od 20 lat wiem, jak to zrobić tak, żeby pacjentka nie umierała. To są realne zagrożenia tego projektu.
Sejm zacznie pracę nad ustawą w najbliższą środę. Organizacje pozarządowe oraz ruchy nieformalne wzywają, żeby w najbliższą niedzielę w południe protestować pod Sejmem podhasłem "Ani kroku dalej! Ratujmy kobiety".