Protesty w sprawie zaostrzenia ustawy aborcyjnej okazały się najgłośniejszym wydarzeniem tygodnia. Przy ich okazji uwagę mediów ponownie skupił na sobie Tomek Terlikowski, krajowy ekspert do spraw płodności i planowania rodziny, który uważa, że kobiety nie chcące iść do więzienia za przerwanie ciąży są jak SS-manki, a pigułka "dzień po" to współczesna wersja cyklonu B. Ze swoim mężem świetnie dogaduje się Małgorzata Terlikowska, która również uważa, że kobiety powinny być zmuszane do rodzenia śmiertelnie chorych dzieci.
Przypomnijmy: Terlikowska: "TO PARANOJA I ABSURD, że my dzisiaj się zastanawiamy, czy zabijać jakichś ludzi, czy nie zabijać!"
Terlikowska została bohaterką internetowego memu, który umieścił na Facebooku fanpage Sok z buraka. Redakcja umieściła w nim zdjęcie Małgorzaty Wasserman i Małgorzaty Terlikowskiej, stwierdzając, że obie dokonały aborcji. Żona Tomasza miała usunąć dziecko w 1993 roku, Wassermann - gdy miała 18 lat.
Terlikowski ogłosił waśnie, że pozywa "Sok z buraka" do sądu. Niestety, memy trafiają do sieci anonimowo, więc publicysta nie może znaleźć ich autora. W komentarzu zamieszczonym przez portal Do Rzeczy Terlikowski zaprzecza informacji o aborcji:
Odpowiadam: nie było aborcji w przypadku mojej żony. (...) Mem donosi o aborcji w prywatnej klinice w 1993 r., ale o ile wiem, wtedy prywatnych klinik nie było, a moja żona była wówczas w drugiej klasie liceum - wyjaśnia. Są to sprawy karne, ponieważ odważni panowie, którzy opublikowali te teksty, nie ujawniają swoich danych, więc nie mogliśmy im wytoczyć procesu cywilnego. (...) Pieniądze przeznaczymy razem z żoną na Fundację Małych Stópek, i mamy nadzieję, że do odszkodowania dorzuci się Agora, która promuje "Sok z buraka".
To nie jest manipulacja, lecz zwyczajne kłamstwo i hucpa. Nie lubię procesów i jak tylko mogę to ich unikam, ale tym razem nie mogę. Wierzę głęboko, że ten proces będzie, i karny i cywilny. Mam nadzieję, że ci, którzy używają kłamstwa w debacie publicznej, zostaną za to rozliczeni.
Jak donosi portal Do Rzeczy, za stroną Sok z buraka "stoi agencja marketingowa powiązana z dużą partią opozycyjną". Publicysta tygodnika Do Rzeczy, Marcin Makowski, uważa, że powstawanie strony nadzorowali "szef agencji oraz jego pracownicy - wszystko w biurowcu gdzie partia oraz jej think-tank ma siedzibę".