Beata Kozidrak w lipcu tego roku rozwiodła się z Andrzejem Pietrasem. Zanosiło się na to od dawna. Już wiosną zeszłego roku piosenkarka wyprowadziła się z luksusowego domu w Lublinie i zamieszkała u córki na warszawskim Ursynowie. Oficjalnie tłumaczyła, że potrzebuje swobody twórczej przy nagrywaniu nowej płyty. W rzeczywistości jednak dotarły do niej krążące po Lublinie plotki, że Pietras zrobił dziecko gosposi. Nie było trudno w to uwierzyć. Beata jest pewna, że to nie pierwsza jego zdrada. Podobno cieniem na ich miłości położyła się też słabość Andrzeja do alkoholu.
Piosenkarka postanowiła uwolnić się z toksycznego związku. Było to tym łatwiejsze, że ma bardzo dużo pieniędzy. Nie miała więc problemu z wydaniem dwóch milionów złotych na nowy dom pod Warszawą, w którym postanowiła rozpocząć nowe życie. W tej sytuacji lipcowy rozwód był już tylko formalnością. Pietras zresztą nie zadał sobie trudu, żeby pojawić się na rozprawie. Podobno para już wcześniej ustaliła, za pośrednictwem adwokatów, podział wspólnego majątku, na który składają się liczne domy w różnych zakątkach świata, luksusowe samochody, a nawet samolot. Beata była gotowa na daleko idące ustępstwa, byle tylko szybko pozbyć się męża ze swojego życia.
Jednak teraz, gdy emocje już opadły, Kozidrak zaczęła doceniać wspólnie spędzone dobre chwile, których, mimo wszystko, nie brakowało w jej małżeństwie.
Kochałam te momenty z Andrzejem, kiedy wymyślaliśmy coś, jakąś kolejną trasę koncertową - wspominała w programie Gwiazdy Cejrowskiego. Czasami to były rozmowy do rana. Strasznie mi tego brakuje. Jesteśmy przyjaciółmi. W końcu razem stworzyliśmy taką gwiazdę jak Bajm. Ja nie palę mostów i wiem, że można rozstać się z klasą. Wyszłam za Andrzeja jako dziewczyna 18-letnia, jeszcze przed maturą. Wiele nauczyłam się od niego, dzięki niemu mogłam realizować swoje marzenia. Wiele zawdzięczam swojemu byłemu mężowi. Zawsze będą łączyć nas córki, wnuki.