Martyna Wojciechowska i Przemek Kossakowski to jedna z najbardziej lubianych "power couples" w polskim show biznesie. Dziennikarz i podróżniczka mówią o swojej relacji niezwykle rzadko, a jeżeli już - to w samych superlatywach. Na ściankach pojawiają się sporadycznie i specjalnie nie zabiegają o rozgłos. Świadczy o tym fakt, że przez prawie rok ukrywali swoje zaręczyny.
Jako że Martyna i Przemek cieszą się w Polsce wyjątkową popularnością, Edward Miszczak postanowił wykorzystać medialność słynnej pary. Dyrektor programowy TVN poprosił ich, aby wspólnie poprowadzili jesienną ramówkę TVN. Para została pozytywnie odebrana przez widzów, a fani podróżników liczyli na to, że zobaczą ich wkrótce w śniadaniówce.
Martyna w rozmowie z reporterem Pudelka przyznała, że prowadzenie fundacji Unaweza oraz realizacja programu Kobiety na krańcu świata pochłaniają ją bez reszty. Zarówna jej, jak i Przemkowi Kossakowskiemu, trudno byłoby znaleźć czas, by rano zjawiać się w studio na Hożej. Dziennikarka uważa, że prowadzenie programu na żywo nie jest czymś, co robi najlepiej. Dodała, że zdecydowanie najlepiej czuje się "w terenie".
Dzień dobry TVN ma bardzo dobrą obsadę. Nie mam powodu, żeby pakować się do tego zestawu. Nie sadzę, że prowadzenie telewizji śniadaniowej jest tym, co robię najlepiej. Ja potrzebuję być w terenie, na krańcu świata. Posadzenie mnie na kanapie mogłoby być niemożliwe.