Swiatłana Cichanouska apeluje o zakończenie protestów na PRZERAŻAJĄCYM nagraniu: "Nie chcę KRWI I PRZEMOCY" (WIDEO)
Wielu uważa, że polityczna przeciwniczka Aleksandra Łukaszenki została zmuszona do wygłoszenia przemowy szantażem. Czy kiedykolwiek dowiemy się prawdy?
Od zeszłej niedzieli światowe media nie milkną na temat wyborów prezydenckich na Białorusi. Według oficjalnych wyników urzędujący od 26 lat prezydent Aleksandr Łukaszenka zdobył w nich ponad 80 procent głosów wyborców. Jego główna oponentka Swiatłana Cichanouska miała natomiast otrzymać ledwie 10 procent poparcia. Te dane nijak mają się jednak do doniesień z lokalnych komisji wyborczych, według których Cichanouska miała wygrać z dyktatorem z pięciokrotną przewagą.
Oburzeni takim obrotem spraw Białorusini masowo wyszli na ulicę, aby zaprotestować przeciwko sfałszowanym ich zdaniem wyborom. Ich inicjatywa spotkała się niestety z niezwykle brutalną odpowiedzią milicji. W częściach kraju odcięto dostęp do internetu, sam Łukaszenka miał natomiast udać się w podróż do Turcji.
We wtorek internet obiegło nagranie, na którym Cichanouska apeluje do rodaków o "zawieszenie broni". Miało ono zostać nagrane podczas jej wizyty w Centralnej Komisji Wyborczej, gdzie składała protest wyborczy w poniedziałek. Niedługo potem Cichanouska miała rzekomo uciec na Litwę, choć mówi się, że została najpewniej zaszantażowana przez białoruskie władze.
Ja, Swiatłana Cichanouska, dziękuję za udział w wyborach prezydenckich. Białorusini dokonali wyboru. Z wdzięcznością i ciepłem zwracam się do wszystkich obywateli, którzy mnie wspierali Białorusini! Zachęcam do rozwagi i poszanowania prawa. Nie chcę krwi i przemocy. Proszę, abyście nie wchodzili w konfrontacje z milicją, nie wychodzili na plac, żeby nie narażać życia. Dbajcie o siebie i swoich bliskich - słyszymy Cichanouską na klipie wideo.
Gołym okiem widać, że podczas nagrywania kobieta czyta całe przemówienie z kartki, ani razu nie podnosząc wzroku do kamery.
Zdaniem białoruskiego dziennikarza Franaka Viacorki, Cichanouska być może zgodziła się na udział w apelu tylko po to, żeby ratować życie swoich najbliższych, w tym przetrzymywanego przez białoruskie władze męża-opozycjonisty.
Według mnie zmanipulowało ją KGB. Zagrożono życiu jej męża albo rodziny. Pewnie pokazano jej nagrania tortur. Stała przed ogromnym dylematem i podjęła decyzję uratowania czyjegoś życia - napisał dziennikarz na Twitterze.