Po rozwodzie z niewiernym mężem i przeprowadzce do Warszawy Beata Kozidrak postanowiła z jeszcze większym zapałem zająć się swoją solową karierą. Nagrała trzeci autorski album B3 i obecnie promuje go w całej Polsce. Skrzydeł dodało jej zapewne także zawodowe rozstanie z mężem, menedżerem zespołu Bajm, który kierował jej życiem i karierą od klasy maturalnej. Na jego miejsce Beata zatrudniła nową firmę, która od nowego roku zajmie się organizacją jej koncertów. Zobacz: Kozidrak odcina się od Bajmu? "Sprawa jest delikatna i nikt nie chce o niej rozmawiać"
W najnowszym wywiadzie dla Faktu piosenkarka zapewnia skromnie, że nie widzi dla siebie konkurencji na polskim rynku muzycznym.
Jestem ponad tym - wyznaje artystka. Znam swoją wartość i dla mnie nie ma konkurencji. Doceniam innych artystów, ale jest tylko jedna Beata. Każdy ma prawo do sukcesów, więc jeśli się komuś uda to super. Pierwsza podchodzę i gratuluję. Wylansowałam najwięcej hitów w tym kraju, wszystkie napisałam, więc nie mam czego zazdrościć innym. Moja płyta jest sukcesem i mogę to przyznać bez fałszywej skromności. W ogóle się o to nie bałam. Mam tak duże doświadczenie, że nie było we mnie strachu, bo wiedziałam, że ona jest piękna. Poza nowoczesnymi aranżami i brzmieniem mam tam mądre teksty o czymś. W czasach gdy teksty niektórych piosenek są tak infantylne, że bym się wstydziła je wypuścić, mądrość i dojrzałość to klucz do sukcesu.
Ostatnio pokłóciła się o to z Marylą Rodowicz. Kozidrak, właściwie bez powodu, w wywiadzie udzielonym Radiu Zet, zarzuciła Maryli, że "nie komponuje ani nie pisze tekstów, a do studia przychodzi na gotowe". Rodowicz zrobiło się przykro, zwłaszcza że do tej pory myślała, że więcej ją z Beatą łączy niż dzieli. Szczególnie odkąd obie, po wieloletnich małżeństwach, zdecydowały się rozstać z mężami.
Nie wchodzę do studia na gotowe, uczestniczę w tworzeniu, w próbach, w nagraniach - broniła się w Super Expressie. Nie lubię agresji, najchętniej bym się zaprzyjaźniła.
Na to na razie chyba się nie zanosi, bo Beata, jak się wydaje, obecnie jest gotowa zaprzyjaźnić się tylko z Beyonce, ewentualnie z Madonną...
Zdaję sobie sprawę, że są wobec mnie wielkie oczekiwania - ujawnia skromnie. Nie mam takiej fortuny jak gwiazdy zagraniczne, które wydają miliony na show, a mimo to nie mam się czego wstydzić. Przywykłam do porównań, bo jesteśmy narodem, który lubi to robić. Kiedy nagrałam swoją pierwszą płytę solową, akurat Madonna wypuściła album "Ray of Light" ze słynnym "Frozen". Nie znamy się, ani się nie podglądamy, więc trudno mówić, że z siebie zgapiamy, a nas porównywali. Nagrywałam ją w Danii w jednym z najlepszych studiów świata i udało mi się przypadkiem stworzyć coś klimatycznie podobnego. Mam na myśli tę warstwę elektroniczno popową, która do dzisiaj jest aktualna. Madonna czy Beyonce to wielkie gwiazdy, więc uznaję takie mówienie, że czasem jesteśmy gdzieś podobne za komplementy. Jeśli jednak miałabym jak Beyonce nagrać płytę rozliczeniową z tym, co się stało w moim życiu prywatnym, to byłyby na niej same smutne piosenki. Ale wolę porównania do Beyonce, bo ona lepiej śpiewa od Madonny.