Minister Konstanty Radziwiłł postanowił unowocześnić polską służbę zdrowia przekazując grube miliony na promocję kalendarzyka małżeńskiego i "leczenia bezpłodności" przez obserwację śluzu z pochwy. A gdzieś trzeba na to zarobić. Najpierw minister postanowił więc zaoszczędzić ile się dało - najpierw na dzieciach, a później na matkach w ciąży, bo skoro radzą sobie z kalendarzykiem, to donoszenie ciąży jest już proste. Ostatnio zaś okazało się, że można jeszcze ściąć dopłaty do leków dla chorujących na AIDS oraz osób po przeszczepach...
Zobacz: Radziwiłł podwyższył ceny leków dla chorych na AIDS i po przeszczepach o... PONAD 1300 ZŁOTYCH!
Zaciskanie pasa to jednak nie wszystko. Ministerstwo potrzebuje też wygenerować trochę dochodów. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że chorzy, których życie jest zagrożone, nie mogą czekać kilku lat na badanie a potem pół roku na spotkanie z diagnostą, który oceni nieaktualne już wyniki. I wtedy rusza nieoficjalny obieg kopert, który resort postanowił zamienić na oficjalny - w postaci opłat za leczenie. Przypomnijmy: Kolejny pomysł Ministerstwa Zdrowia: PŁATNE ZABIEGI MEDYCZNE! "Każdy pacjent powinien móc, jeśli chce, zapłacić za swoje leczenie"
Ustawa mówi wprost, że dla służby zdrowia będą pacjenci równi i równiejsi - czyli bardziej zamożni. Ci drudzy będą mogli sobie zapłacić za to, żeby nie stać w kolejce po usługi ratujące zdrowie i życie - na które będą skazani ci, którym ledwie starcza na leki.
Lekarze wcale nie są zadowoleni z takiego rozwiązania. Krytykuje je prezes Polskiego Stowarzyszenia Dyrektorów Szpitali, Mieczysław Pasowicz.
Ta propozycja rozwiązuje problem tego, że szpitale publiczne mają dużo większy potencjał wykonywania zabiegów leczenia niż pozwalają na to środki z NFZ - powiedział w wywiadzie dla WP Money. Jednak w mojej ocenie, nie do końca rozwiąże to problem z kolejkami.
Faktem jest, że eksperci do spraw służby zdrowia od lat alarmują, że duża część sprzętu szpitalnego stoi przez większość czasu niewykorzystywana i zwyczajnie niszczeje. Same placówki mają dużo większy potencjał diagnostyki i leczenia, bo NFZ wykorzystuje go jedynie ułamkowo.
Nie znaczy to nadal, że z tego potencjału będą mogli skorzystać niezamożni pacjenci - a to oni mają największy problem, gdyż inaczej mogliby korzystać z prywatnej służby zdrowia.
W pierwszej kolejności powinno się określić maksymalny czas oczekiwania na zabieg z NFZ - twierdzi Pasowicz. Po upływie tego czasu należałoby pozwolić pacjentowi zrealizować to leczenie odpłatnie, ale z gwarancją zwrotu pieniędzy ze środków publicznych.
Projektem ustawy zaniepokojona jest też Federacja Pacjentów Polskich. Zdaniem jej dyrektora, Witolda Michałka, komercjalizacja publicznych szpitali może być katastrofalna w skutkach - gdyż staną się jak zwykłe firmy.
Trochę to przypomina niezdrową pozycję mediów publicznych - powiedział w WP Money. Idą na to publiczne pieniądze, a mają iść jeszcze większe. Jednocześnie działają też na rynku komercyjnym mocno go zaburzając, sprzedają reklamy i walczą o oglądalność. Traci na tym też misja. Podobnie może być ze szpitalami.
To rozwiązanie wydaje się być jednak nieprzemyślane. Jeszcze tego nie konsultowano z nami, ale spodziewam się, że organizacji pacjentów, nie będą patrzeć na to przychylnym okiem - dodaje.
Wiemy jak wielu pacjentów korzysta ze służby zdrowia tylko dlatego, że może to robić, a nie dlatego, że coś im dolega. Kolejki również z tego powodu są tak ogromne. Zatem współpłacenie częściowo rozwiązywałoby ten problem, ale też i byłby to jakiś grosz do całego systemu, w którym ciągle pieniędzy brakuje.
Myślicie, że Konstanty Radziwiłł zdecydowałby się na publiczną służbę zdrowia bez dopłat dla któregoś z ośmiorga swoich dzieci? Zarabia ponad 40 tysięcy złotych miesięcznie, więc pewnie nawet nie zauważyłby kosztów leczenia w domowym budżecie.