Konflikt Tomasz Lisa z posłanką Krystyną Pawłowicz wszedł w gorącą fazę w kwietniu zeszłego roku, kiedy to Newsweek pod redakcją naczelną Lisa opublikował artykuł Bulterierka prezesa, poświęcony Krystynie. Porównano ją wówczas między innymi do psa gończego.
On ją spuszcza z łańcucha, ona warczy, szczeka i gryzie. Potem prezes mówi "siad", "do budy", a ona kładzie po sobie uszy i wykonuje polecenia - napisano w artykule.
Tuż po publikacji tekstu posłanka zapowiedziała w Super Expressie złożenie pozwu o naruszenie dóbr osobistych przeciwko autorom artykuł oraz redaktorowi naczelnemu Tomaszowi Lisowi.
Już w przeszłości "Newsweek" w ramach uprawianego przemysłu pogardy poświęcał mi swoją kłamliwą uwagę. Ukazywały się na mój temat paszkwile, ale wtedy wszyscy mi mówili, żeby sprawą się nie zajmować, zgodnie z powiedzeniem, żeby gó*na nie ruszać. Ale kiedy ostatnio napisano mój obelżywy życiorys, przyprawiono mi gębę, przyrównano do zwierząt, postanowiłam zareagować - tłumaczyła w tabloidzie.
Sąd przychylił się do jej argumentów i uznał, że w artykule zawarto "bezpodstawne i niezgodne z prawdą twierdzenia". 14 czerwca wydał wyrok, nakazujący Lisowi wypłatę 40 tysięcy złotych na rzecz Krystyn Pawłowicz oraz pokrycia 7 tysięcy złotych kosztów sądowych.
Tomek dowiedział się o tym kilka dni temu, kiedy komornik zajął mu konta bankowe. Okazało się bowiem, że proces odbywał się zaocznie i nikt nawet nie dopilnował tego, by skutecznie poinformować oskarżonego o toczącym się przeciwko niemu postępowaniu.
O tym, że był proces, dowiedziałem się po wyroku - wyjaśnił na Twitterze. Zawiadomienie poszło na zły adres. Będzie wniosek o proces od nowa.
Pawłowicz w rozmowie z Super Expressem przyznaje, że orzeczenie zostało wydane zaocznie. Jej zdaniem Lis nie pojawił się na rozprawie nie dlatego, że o niej nie wiedział, tylko ze strachu i wstydu.
Jestem zadowolona z wyroku - zapewnia posłanka. Wydano go zaocznie, bowiem pan Lis nie pojawił się w ogóle na rozprawie. Oddał sprawę walkowerem, widocznie czuł, że tych bzdur i kłamstw zawartych w artykule nie się obronić.
Pawłowicz udzieliła także wywiadu serwisowi Wpolityce, gdzie oczywiście zapewnia, że Lis wiedział o wyroku. Posłanka zasugerowała nawet, że korespondencji z sądu... nie przekazali mu "domownicy".
Korespondencja sądowa była wysyłana na adres podany w Sądowym Rejestrze Czasopism, na taki, jaki podał tam redaktor naczelny tygodnika "Newsweek Polska". Korespondencję o procesie przyjęli domownicy i podpisywali się pod jej odbiorem - mówi posłanka.
Jak sądzicie, kogo miała na myśli?