Odkąd Anna Wendzikowska w styczniu 2015 roku urodziła córkę, chętnie chwali się nią w mediach społecznościowych. Wcześniej z równym zaangażowaniem epatowała związkiem z jej ojcem, Patrykiem Ignaczakiem, z którym - jak to najczęściej bywa w przypadku nachalnie promowanej "miłości" - dość szybko się rozstała. Gorycz rozstania zrekompensowała jej miłość do małej Kornelki. Ilość zdjęć dziewczynki na Instagramie prezenterki od początku była imponująca, dlatego internauci szybko zwrócili uwagę, że dziecko za każdym razem uchwycone jest w pozie, w której nie patrzy w obiektyw. Bardziej dociekliwi fani dopatrzyli się oznak zeza. Po okładkowej sesji w Gali, dziennikarka spotkała się z kolei z zarzutem, że dziewczynce wyretuszowano wadę wzroku w Photoshopie.
Po fali negatywnych komentarzy Anna doszła najwyraźniej do wniosku, że nie ma sensu dłużej udawać, że jej córeczka jest "perfekcyjna". Co więcej, uznała chyba, że choroba dziewczynki może być interesującym wątkiem dla mediów, bo w najnowszym wywiadzie, do którego zapozowała na okładce z córką w różowych okularach, wypowiada się na ten temat.
Wendzikowska wyznała, że poświęca wiele energii na wizyty u okulistów, którzy twierdzą, że operacja wady wzroku Kornelii póki co nie jest konieczna.
Specjaliści na razie mi to odradzali. Ale mam za sobą jeżdżenie po całej Polsce, różnego rodzaju mniej lub bardziej inwazyjne badania więc i nerwy - żali się Ania. Najbardziej w życiu przejmuje mnie zdrowie Kornelki, jej samopoczucie. Chciałabym, aby była szczęśliwa, miała radosne dzieciństwo.
Z pewnością nieustanna obecność na Instagramie mamy i w kolorowych pismach jej w tym pomoże.
**Wendzikowska: "Za duży poziom romantyzmu sprawia, że odwracam wzrok"
**