Jaka to melodia? to w zasadzie jedyny program, któremu oglądalność nie spadła w czasach "dobrej zmiany". Robert Janowski jest tym samym jednym z niewielu pracowników, niezagrożonym zwolnieniem przez Jacka Kurskiego na rzecz nowej, świeżej krwi. Nawet Rafałowi Brzozowskiemu, który ostatnio wyrasta na ulubieńca prezesa Telewizji Polskiej nie udało się zaszkodzić jego pozycji i zaufaniu, którym się cieszy u władz stacji. Janowski prowadzi program od ponad 20 lat i tylko raz z powodów zdrowotnych, nie pojawił się na planie.
Noworoczny finał programu, mający na celu wyłonić najlepszego uczestnika minionego roku przebiegł w dość nietypowy sposób. Nawet prowadzący, który od lat spotyka się z różnymi uczestnikami przyznał, że nigdy nie spotkał się z tak złym przyjęciem porażki.
Nic nie zapowiadało totalnej klęski, która miała miejsce kilka minut później, gdy pani Kinga dziarskim krokiem szła po tytuł mistrzowski. Postawiła wszystko na jedną kartę i poprosiła o jedną nutkę w konkursowym pytaniu o tytułową piosenkę z debiutanckiego albumu Andrzeja Dąbrowskiego. Pani Kinga odpowiedziała, że był to utwór Do zakochania jeden krok. Niestety, była to odpowiedź błędna co wprawiło uczestniczkę show w stan zbliżony do załamania nerwowego. Blondynka zaczęła płakać, chować twarz w dłoniach, zadawać sobie pod nosem retoryczne pytania i miotać się na swoim stanowisku. W pewnym momencie nie wytrzymała i po prostu... wyszła ze studia.
Robert Janowski nie był przygotowany na taką ewentualność, przez co nie sprawdził się w roli pocieszyciela.
To taka gra, Kinga. Ooo, aż tak? - zareagował dość specyficznie prowadzący.
Po czym życzył jej szczęśliwego nowego roku i zapowiedział kontynuowanie finału: Trzeba kontynuować finał. Nie zdążyłem jej przytulić, szkoda. Szczęśliwego Nowego Roku Kinga, gdziekolwiek jesteś.
Wyszło zabawnie?