O Sarze Boruc zrobiło się głośno kilka lat temu, gdy jak autorka bloga modowego dostała posadę prowadzącej w nowym programie o robieniu zakupów - Shopping Queen w Polsacie. Sara miała opinię "nowobogackiej" żony piłkarza, która szczyci się tym, że kupuje najdroższe ubrania w butikach w Mediolanie i nawet nie patrzy na ceny. W programie celebrytka stwierdziła, że 900 złotych to "nie jest dużo pieniążków" i od tamtej pory została do niej przypięta łatka rozpieszczonej "utrzymanki", oderwanej od rzeczywistości.
W najnowszym wywiadzie przeprowadzonym przez blogera Grabariego Sara tłumaczy, ze zdanie zostało wyjęte z kontekstu, a ocena jej osoby jest niesprawiedliwa i krzywdząca.
Każdy kto oglądał chociaż jeden odcinek tego programu doskonale wiedział, że nie powiedziałam nic nieodpowiedniego. Mało tego, te słowa to był wyraz jakiejś takiej mojej empatii w stosunku do uczestniczek, które naprawdę podczas nagrań strasznie się męczyły, żeby wykonać postawione przed nimi zadanie i skompletować kilka stylizacji, od stóp do głów i bez opcji powtarzania się rzeczy w poszczególnych stylizacjach, za 900 złotych - broni się Sara.
Jednocześnie Mannei przyznaje, że popełniła wizerunkowy błąd epatując od początku luksusowymi markami.
Z perspektywy czasu wiem, że to mogło być tak odebrane i to był trochę obciach tak dawać ludziom po oczach tymi wszystkimi markami. Teraz już to rozumiem, ale wtedy to było dla mnie naturalne (...) zaliczyłam falstart, pewnie też chodziło o to, że te wszystkie rzeczy były kupione za pieniądze męża, w dodatku wyciągano historię z jego rozwodem... - rozważa Sara.
Celebrytka zarzeka się, że mało bywa na imprezach i nie ma parcia na szkło. Krytycznie odniosła się też do WAGs, które udzielają wywiadów w kolorowych magazynach i pozują w sesjach z mężami. Przekonuje, że sama nigdy by tego nie zrobiła.
Jest dużo dziewczyn, które jeszcze szukają swojej drogi, nie wiedzą za bardzo, co chciałyby robić. (...) Rozumiem to, bo też tam byłam te 10 czy 12 lat temu, ale nie pchałam się do wywiadów, sesji zdjęciowych i okładek. Uważałam, że nie jestem na tyle interesująca, nawet jeśli pojawiały się takie propozycje. Zresztą, do tej pory nie zrobiliśmy z Arturem żadnej wspólnej sesji i wywiadu do kolorowych pism. Uważam to za słabe i nie chcę opowiadać o naszym życiu, miłości i o tym, co robimy w łóżku, bo nie ukrywajmy, do tego to się sprowadza. Do tego te infantylne sesje zdjęciowe w nie swoich domach, z kryształowymi żyrandolami, marmurami… My tak nie żyjemy - przekonuje Sara, dodając że dom, w którym mieszka z Arturem jest wynajęty i urządzony "meblami z Ikei". Takie sesje kreują jakieś fałszywe wyobrażenie i ludziom się potem wydaje, że mieszkamy w pałacach. (…) Dlatego, gdy widzę te wszystkie rozdmuchane sesje i wywiady na bogato, to trochę mnie to śmieszy.
Mannei, która niedawno wydała swój pierwszy singiel po raz kolejny podkreśla, że nie chce być tylko jedną z WAGs. Z jej wypowiedzi można wywnioskować, że niespecjalnie też chce być identyfikowana z tym gronem. Twierdzi np., że pozostałe żony i dziewczyny piłkarzy zna słabo i była z nimi integrowana "na siłę".
Widywałyśmy się dwa, trzy razy do roku, ale ja nawet nie znam tych wszystkich dziewczyn. Zawsze przyjeżdżałam na te zgrupowania zobaczyć się z mężem, a nie na spotkania towarzyskie. Potem zaczęto organizować coś na kształt zgrupowań dla żon i partnerek, żeby nas trochę na siłę zintegrować - opowiada.
Myślicie, że po tym wywiadzie kilka znanych WAGs przestanie odbierać od niej telefony?