Zbigniew Hołdys niegdyś poważany w branży muzycznej na przestrzeni lat zmienił się w oczach opinii publicznej z ikony rocka w agresywnego i delikatnie odklejonego od rzeczywistości komentatora. Szczególnie w pamięć zapadły jego komentarze, dotyczące Jarosława Kaczyńskiego, którego nazwał kolejno "ch*jem" i "parszywym posrańcem".
Jak się okazuje, paranoja Zbigniewa Hołdysa postępuje coraz bardziej. Były muzyk doszedł do etapu, w którym z rodziną i przyjaciółmi porozumiewa się za pomocą zaszyfrowanych, o czym poinformował w programie Fakty po Faktach emitowanym na antenie TVN24:
Ja ze swoją rodziną rozmawiam przez szyfrowany komunikator i nie, to nie jest przesada. Ja wielokrotnie z przyjaciółmi wymieniając SMS-y nagle się waham, czy coś co napisałem, nie zostanie użyte przeciwko komuś. Już zaczynam po prostu widzieć to co widziałem w latach 80. i 70. Przecież ja znam swoich przyjaciół od 1975 roku. Wiem, jakie oni instrukcje dostawali, żeby uchronić się od wpadki - mówi przejęty Hołdys.
To jednak nie jedyne niebezpieczeństwo, z jakim zmaga się Zbigniew. Podczas rozmowy przyznał także, że podczas drogi do studia, ktoś próbował przeszkodzić mu w dotarciu do celu. Były muzyk uważa, że mogło to być współczesne SB:
Dzisiaj jadąc do pani zauważyłem, że mnie wyprzedził samochód, przejechał przede mnie i gwałtownie zwolnił, tak jakby nie chciał żebym ja dalej jechał. I tak zrobił trzy czy cztery razy. Ja bym nigdy nie pomyślał o tym, że to jest współczesne SB, myślałbym raczej, że się zaciekawił bo zobaczył żółtą koszulę, może mnie rozpoznał, ale ta myśl mi mignęła, że zaraz bo ja może nie zdążę do pani - opowiada.
Może to czas rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, żeby pooddychać świeżym powietrzem?